piątek, 12 lipca 2013

Epilog

Wejść w życie kogoś kto kocha Cię Nad życie, tak samo ja ty jego,
A później zniknąć pozostawiając po sobie jedynie obrączkę,
Dwóję dzieci i kilka trofeum, które wywalczyłeś sobie
Swoim charakterem i walecznością…


Dzisiaj wraz z małym Mateuszkiem wróciłam do domu. Zuzia bardzo się ucieszyła, gdy zobaczyła swojego braciszka. Pod czas mojej nie obecności zmieniło się w domu bardzo dużo. Remont kuchni, sypialni, pokoju dla dzieciaków i salonu, wszystko podług tego co kiedyś, kiedyś, bardzo dawno sobie rysowałam, jak miałby wyglądać nasz wymarzony domek, gdy wrócę na stałe do domu, zdrowa, pełna życia i energii.-I jak Ci się podoba?- spytał po chwili Łukasz.-Jest, pięknie, tak jak marzyłam, jesteś najlepszym mężem pod słońcem, skąd wiedziałeś, że właśnie tak sobie wyobrażałam nasz domek?- zapytałam z zaciekawianiem.-Tak szczerze? Bo znalazłem Twoje zapiski, jak mi wyleciała z szafki Twoja teczka i pomyślałem że się ucieszysz.-No ba, jasne, że się cieszę, jest wspaniale, szkoda, że muszę już nie długo wracać znowu do szpitala.-Jeszcze tu wrócisz, zobaczysz, wierzę w to.- powiedział i dał mu buziaka, w oczach stanęły mi świeczki. – Ej Słoneczko nie płacz.-Łukasz nie oszukujmy się, marne są szanse że to przeżyję.-Walcz, walcz o to co Cię jeszcze czeka!!!-Próbuję…Z rodziną spędziłam niestety tylko tydzień, mimo to był wspaniały. Już dziś przygotowuję się do chemioterapii. Przeniesiono mnie do izolatki, tak żeby nie przedostały się żadne bakterie, zanim tam weszłam pożegnałam się z dziećmi i mężem, bo przecież możliwe, że to mój ostatni bliski kontakt z nimi. Zanim przyszła do mnie doktor Bielecka, napisałam list pożegnalny dla Łukasza, bo i tak wiem swoje i nie łudzę się że może być lepiej, jestem za słaba, nie chciałam zabijać dziecka, tylko dla tego żeby żyć, moje życie może się skończyć, a przed Mateuszem jeszcze całe życie, ważne że jest zdrowy, bo to jest najważniejsze.Jak się okazało chemia nie była taka straszna, co prawda wypadały mi włosy, moja skóra zaczęła się łuszczyć, jednak lekarze zdecydowali się na przeszczep…Operacja przeszła pomyślnie, teraz gdy już pozostało czekanie czy szpik się przyjmie i wybudzę się ze śpiączki, Łukasz był cały czas przy mnie i ściskał moją dłoń. Ja jednak czułam się coraz bardziej bezsilna, próbowałam walczyć, moje komórki zaczęły obumierać już co do jednej. Otworzyłam ledwo co oczy, chociaż na chwilę na ten ułamek sekundy. Uśmiechnęłam się lekko jak przez mgłę i z całych sił jakie mi tylko pozostały wsunęłam pod rękę Łukasza małą kopertę.Przejaw chwili, jedno spojrzenie… Moje oczy zaczęły po woli opadać, a uśmiech zszedł mi z twarzy, Łukasz coraz to mocniej zaciskał moje dłonie, po których zaczęły spływać słone łzy, byłego już rozgrywającego.  W jednej chwili ktoś odchodzi, a Tobie kończy się świat.


„Bądź szczęśliwy.
Nie żałuję swojej decyzji,
Gdybym miała jeszcze raz wybierać,
Wybrałabym tak samo.
Jestem szczęśliwa,
Odchodzę spełniona

Patrycja”

_____________________________________________________________________________
A więc to już koniec, tej opowieści. Z tego bloga próbowałam utworzyć taką swoją wymyśloną „Historię miłości”, z nutką „Nad życie”  Czy się udało, nie jestem do końca taka pewna J Dziękuję Wam za ponad 10 tys. Wejść, za to że wytrzymaliście ze mną te kilka wspaniałych miesięcy, za to że motywowaliście mnie na każdym kroku, gdy pisałam. Przepraszam za to że czasami tak długo musieliście czekać aż wstawię nowy, za te wszystkie błędy które robiłam w pisaniu. Mam nadzieję, że podoba Wam się moje opowiadanie, sama pisząc ten epilog, miałam łzy w oczach :D Czy jeszcze kiedyś powrócę? Sama nie wiem, mam już jakieś pomysły, ale wątpię czy będę pisać jeszcze jedno opowiadanie. Może mi podpowiecie co mam dalej robić? Pisać czy nie pisać? J Jak na razie współtworzę bloga z koleżanką Moniką, na którego serdecznie zapraszam*. Dzięki jeszcze raz. Cześć! J

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 64

Zmęczeni życiem bez celu
Jak rzeczy krążą z kąta w kąt
W rutynie ginie nadzieja
Odmienić sam się nie chce los
Zawsze będzie mało czegoś ciągle brak
O nie, to nie jest tak

Jeszcze wierzę, wierze w lepszych nas
Jakiś sens to ma
Jeszcze wierzę, wierze w lepszy świat
Może to coś da






-Patrycja byłaś po wyniki?- zapytał trener, gdy wchodziłam do szatni.  
-Nie miałam dzisiaj czasu, pójdę jutro.- skłamałam.
-Tylko nie zapomnij, wiesz że i tak niczego przede mną nie ukryjesz.
-Tak wiem, wiem, przepraszam idę się przebrać.- odpowiedziałam i zniknęłam za drzwiami. Przywitałam się z dziewczynami i zaczęłam się przebierać, gdy do szatni wszedł wściekły trener.
-Patryjo za chwilę widzę Cię u mnie!- powiedział lekko podnosząc głos i wyszedł kłapiąc drzwiami. Po kilku minutach weszłam do jego „pokoju”, za biurkiem siedział doktor Zarzycki, a Bogdan patrzył się w okno.
-Już wszystko wiem.- powiedział selekcjoner. Popatrzyłam się na doktora.
-Ty nie dożyjesz tych Mistrzostw.- zaczął Pan Zarzycki.
-Ale jak to? To nie możliwe, zapewniał mnie Pan, że to nie jest aż tak poważne.
-Białaczka jest na tyle podstępna, że nie wiadomo kiedy może kogoś zabić.
-Ale chyba to Wy jesteście tam specjalistami i powinniście mnie o tym poinformować, a nie teraz gdy już wszystko szło tak dobrze.- zdenerwowana wyszłam z pokoju i poszłam na hale, zacząć trening. Po chwili przyszedł Bogdan.
-Patrycja!
-Patrycja! Musisz się zacząć leczyć.
-Po co? Jak i tak nie będę mogła zagrać na Mistrzostwach? Po co to wszystko?! Po co??
-Uspokój się, jak nie te Mistrzostwa, to będę następne, tylko musisz się wyleczyć.
-Nie chce następnych! Będę trenować i grać w siatkówkę, aż nie umrę na boisku.
-Nie mam innego wyjścia, skreślam Cię z reprezentowania barw Rzeczpospolitej Polskiej.- nie mogłam w to uwierzyć, dziewczyny chwilowo przestały odbijać piłkami i zaczęły się na nas patrzeć.
-Ale trenerze…
-Nie należysz już do kadry, możesz spakować i zabrać wszystkie swoje życie. – wściekła, wyszłam z hali, kopiąc wszystko co miałam pod nogą. Zapłakana wzięłam wszystko co było moje i opuściłam klub, wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu.
-Co się stało?- spytał Łukasz, gdy zaczęłam trzaskać wszystkimi drzwiami w domu.
-Nie gram już w reprezentacji i prawdopodobnie nie dożyje tych Mistrzostw, chyba że od razu przystąpię do leczenia.
-Przykro mi.- powiedział po czym przytulił mnie. Odepchnęłam go.
-Przykro Ci? To nie Ty jesteś śmiertelnie chory  tylko ja! I to nie Ty zostawisz swojej rodziny tylko ja!- wykrzyczałam.
-Tak przykro mi, a wiesz dlaczego? Dlatego, że Cie Kocham i jeżeli Ty umrzesz to umrze połowa mnie, jesteś dla mnie całym światem i jestem w stanie drugi raz pokochać tak bardzo ja Ciebie, tylko jedną wspaniałą kobietę i nią jest nasz córka, bo jest taka sama jak Ty, piękna i inteligentna. Nie rozumiesz, że możesz odejść? Nie możesz! Zacznij się leczyć, jak nie chcesz tego zrobić dla mnie to zrób to dla Zuzi.- wzruszyłam się tym co do mnie powiedział, wiedziałam już, że mam dla kogo walczyć i warto. Lekko musnęłam wargi Łukasza, jednak chciałam więcej, po chwili przenieśliśmy się na kanapę.

*Miesiąc później*

-Pamiętasz jak Ci mówiłam, że chce urodzić jeszcze jedno dziecko?
-Tak pamiętam. Ale co z tego? Najpierw musisz się wyleczyć.
-Łukasz, ale ja jestem w ciąży.. Nie cieszysz się?- zapytałam  z uśmiechem.
-Ale jak to? Cieszę się tylko, że Ty nie możesz urodzić tego dziecka…
-Jak nie mogę? Urodzę je, żebym nie wiem co.
-Ale lekarz Ci stanowczo zabronił zachodzić w ciąże.
-To już nie moja wina, że tak się stało. Urodzę to dziecko i nawet nie namawiaj mnie na aborcje. Bo niby, dlaczego bym miała zabijać tą bezbronną istotkę? Teraz już jedźmy bo się spóźnimy…- zakończyłam po pól godzinnej jazdy samochodem byliśmy już w szpitalu.
-Wejść z Tobą?- spytał Łuki, stojąc przy drzwiach od Sali, gdzie miała obyć się moja „konferencja” na temat przeszczepu szpiku.
-Nie, pójdę sama.- uśmiechnęłam się i weszłam do pomieszczenia, gdzie czekało na mnie kilku specjalistów.
-Niech Pani usiądzie.- powiedział jeden z lekarzy.
-A więc dawcą jest mężczyzna, pochodzi z za granicy, myślę że za około tydzień będziemy mogli podjąć się przeszczepu.
-To świetnie, tylko muszę Wam o czymś powiedzieć.
-Tak?
-Jestem w ciąży.- oznajmiłam.
-Jest Pani nie poważna? Wie Pani jak trudno było znaleźć dawcę?
-Proszę mi tylko powiedzieć, czy jestem w stanie urodzić zdrowe dziecko?
-Szanse są praktycznie zerowe, musi Pani usunąć to dziecko, jeżeli chce Pani dalej żyć.- zakończył lekarz prowadzący.
-Nie, chce urodzić.
-A ja daje Pan szanse na urodzenie tego dziecka. – powiedziała doktor Bielecka. Po chwili opuścili salę wszyscy inni, zostałam razem z nią, zawołałam do nas Łukasza.
-Musi Pani przez całą ciążę, być w szpitalu. Nie możemy już podawać Pani też żadnych leków, także nowotwór będzie się rozwijał, dopiero gdy Pani urodzi to będziemy mogli się podjąć chemioterapii, a potem już będzie można przystąpić do przeszczepu, tylko jeżeli Pani to wszystko przeżyje, jak na razie bądźmy dobrej myśli….

Przez kilka ostatnich miesięcy moim domem był szpital, cieszyłam się że mogłam urodzić drugie dziecko, mimo że dużo nim ryzykowałam, między innymi życie. Byłam szczęśliwa…Dziewczynom powiodło się na Mistrzostwach, jak widać dały radę i beze mnie. Przywiozły złoty medal, właśnie teraz oglądałam finał. 
-"Ten medal dedykujemy dla naszej wspaniałej Patrycji, zdrowiej nam szybciej, więcej medali to tylko możemy zdobywać z Tobą" Dawno się tak nie uśmiałam jak teraz, mimo to bardzo było mi miło i brakowało mi kadry. 

W siódmym miesiącu nastąpiły komplikacje, dostałam strasznych skurczów, wtedy doktor Bielecka, powiedziała że to już pora, przewieziono mnie na salę porodową, zrobiono mi tak zwaną „casarkę” nie długo po tym na świat zawitał, mój drugi potomek…


Za mali żeby podskoczyć
Z niemocy wyrwać się na krok
Za słabi by spojrzeć w oczy
Tym którzy nietykalni są
Żal i obojętność dobrze mają się


__________________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podoba :) ;) 



poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 63

-… Jest Pani chora na białaczkę i z tego co tu wynika to już od kilku lat.- zakończył.
- Tak wiedziałam o tym, że byłam chora, ale lekarze mówili mi że już po wszystkim, że leczenie można zakończyć i nowotwór nie powróci.
-Gdzie się Pani wcześniej leczyła?
-W Dąbrowie Górniczej, bo tam się urodziłam i wychowywałam.
-W najbliższym czasie skontaktuje się z nimi. Nie wygląda to źle, jednak muszę przepisać Pani odpowiednie leki, żeby stań Pani zdrowia się nie pogorszył, oczywiście to jeszcze będzie można wyleczyć. – uśmiechnął się.
-A co z graniem? Nadal mogę to robić?
-Tak, nie musi Pani nic zmieniać, by najmniej jeszcze nie teraz. To wszystko może Pani już wyjść.
-Dziękuje, do widzenia.- powiedziałam po czym opuściłam gabinet.
-Pani Patrycjo!- krzyknął za mną doktor Zarzycki.- Za tydzień proszę się stawić do mnie.- dokończył, uśmiechnęłam się i poszłam w stronę wyjścia, ze szpitala.
-Cholera, ja to mam szczęście!- krzyknęłam i odruchowo kopnęłam w koło samochodu. Pod impulsem złości i rozgoryczenia, byłabym chyba w stanie zrobić wszystko czego normalnie nie robię.
-Hej, uspokój się, jeszcze z tego wyjdziesz. Pokaż innym jak się walczy.- powiedział Łukasz łapiąc mnie za ramiona. Wpatrywałam się w jego piękne, brązowe oczy niczym płynna czekolada, które świeciły się w blasku słońca. Po chwili nachylił się do mnie i lekko musnął moje wargi. Następnie otworzył mi drzwi od auta, usadowiłam się w swoim fotelu i ruszyliśmy w stronę do domu. Przez całą drogę nie powiedziałam ani słowa, było mi przykro, że lekarzom którym zaufałam nie udało się usunąć tej obrzydliwej zarazy. Niestety błędy zdarzają się każdemu, mimo że zapewniali mi bezpieczną przyszłość…

Byłam uradowana, że w końcu mogę zobaczyć się z moim Skarbem.  Postanowiliśmy, że na ten tydzień wolny od treningów wyjedziemy z Zuzią na wieś. Obok domu dziadków, miałam swoją działkę, na której znajdował się mały domek letniskowy, był sierpień, noce gorące i dni upalne, a świeże powietrze dobrze zrobi nam wszystkim.
Ten tydzień zleciał tak szybko, że nawet nie wiedzieliśmy że musimy już wracać do Bełchatowa. Spacery po sadzie dziadków, leżenie na łące tuż przy małym jeziorku, śpiewanie ptaków i zapach lipy, sprawiał mi duży zapał do życia, ale głównym składnikiem tego zapału byli Łukasz i Zuzanna, bo dzięki nim wiem, że mam dla kogo żyć.
Po południu, byłam już u doktora, który postanowił mnie leczyć do końca. Kazałam Łukaszowi zostać w domu, razem z Zuźką.
-Dzień dobry.- powiedziałam wchodząc do pomieszczenia dla lekarzy.- Chciał się Pan dzisiaj ze mną spotkać.
-Dzień dobry, tak. Proszę iść do Sali numer 21, tam zrobi Pani wszystkie mi potrzebne badania do dalszego leczenia, po wyniki powinna się Pani zgłosić za około 2 tygodnie, to tyle.
-A czy po zrobieniu badań mogę już iść do domu?
-Tak oczywiście.- mruknął po nosem, wyszłam odszukać to pomieszczenie, samo szukanie nie zajęło mi dużo czasu, aczkolwiek na zrobienie tych wszystkich badań zajęło mi blisko 3 godziny, zmęczona wróciłam do domu. Gdy tylko weszłam do mieszkania, poczułam ładny zapach dochodzący z kuchni.
-Ale jestem głodna, co zrobiłeś dobrego.
-Siadaj do stołu i zaraz zobaczysz.- uśmiechnął się, zawołałam Zuzie na obiad i wspólnie zjedliśmy posiłek, następnie Łukasz wziął się za mycie naczyń, a ja poszłam położyć córeczkę na popołudniową drzemkę, po męczącym, ulanym dniu.
-Nie wiem co to było, ale to było pyszne.- powiedziałam do Łukasza siadając mu na kolana. Łuki wpił się namiętnie w moje usta, chwile po tym przenieśliśmy się do sypialni.

Mijały dnie. Wróciłam do treningów, teraz z kadrą przygotowywaliśmy się do Mistrzostw Europy.

Nie było mi łatwo, coraz częściej musiałam przerywać „pracę” z powodu zbyt wielkiego zmęczenia i wycieńczenia. Jednak dawałam sobie radę. Ostatnio zaczęło mi się udawać zawisnąć  w powietrzu, poprawiłam swoją zagrywkę i blok, było doskonale, szkoda że nie długo po tym wszystko się skończyło…
_______________________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podoba :) Jeśli ktoś przeczytał całość, proszę o pozostawianie po sobie śladu w postaci komentarza! ;) Dzięki i pozdrawiam ;) Jotkaa.  

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 62

*3 lata później*

Przygotowujemy się do finału IO w Rio, my - żeńska reprezentacja jak i mężczyzn. Te kilka lat były wspaniałe. Zuzia dorastała coraz szybciej, zaczęła uczęszczać do przedszkola. Było mi ciężko grać w Muszynie i mieszkać w Bełchatowie, z czasem dałam sobie radę. W prawdzie początki są zawsze trudne. Prawie na każdym kroku łapałam kontuzje, nadal je łapie. Jestem po stałą opieką medyczną. Lekarze mówią że z moim organizmem dzieją się dziwne rzeczy, muszę co najmniej raz w miesiącu robić badania, trochę to wkurzające, ale muszę grać. Przez ostatnie sezony, dużo się nie pozmieniało w reprezentacji, nowy trener z zagranicy raczej stawiał na doświadczone zawodniczki. U chłopaków nie zmieniło się nic, starsi zawodnicy, po finale IO mają zakończyć oficjalnie swoją przygodę z reprezentacją.  Z Łukaszem przeżywaliśmy chwilę grozy, Agnieszka znowu wtargnęła w nasze życie, jak się okazuje Kamil wyjechał za granice z inną, a Aga została tutaj i wszystko co my budowaliśmy na nowo, ona to psuła.

Dni mijały spokojnie, aż do dniu  w którym miał się odbyć finał.  Przeciwnik był bardzo trudny. Liderki tabeli FIVB Niemki, były groźne, wyśmienity szkoleniowiec, profesjonalne siatkarki, głównie które grają w Serie A, siały spustoszenie.
Godzina 10:00, cały świat żyje tylko meczem Polska-Niemcy.
Godnie z ręką na piersi śpiewamy hymn narodowy. Kibice skandują po kolei numerkami nazwiska siatkarek, pierwsze dwa sety były na skrajach wytrzymałości, w trzecim naszemu zespołowi puszczały nerwy. Niemki szybko to wykorzystały i tak straciliśmy seta. W czwartej partii, było ciężko.
-Jesteśmy jak 12 kredek. Jedną można złamać, wszystkich już nie!!!-  krzyknęła do nas nagle Ola Jagieło, wzięłyśmy się w garść, zjednoczyłyśmy nasz zespół. Odrobiłyśmy punkty, przejęłyśmy lekką przewagę.
As serwisowy Agi Bednarek! Do brązu brakuje nam dwóch punktów!!!
Bardzo, bardzo głupi błąd Polek, ale - na szczęście - 24:23. Piłka meczowa dla nas!
JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEST!!!!! Mamy ZŁOTO 25:23!!!!!
Skaczemy pod sufit z radości! Dziewczyny też skaczą!!!

Po kilku godzinach męczarni osiągnęłyśmy największy sukces, na który pracowałyśmy co najmniej przez ostatnie kilka sezonów, no ale w końcu „Nasza filozofia jest prosta-zawsze walczyć do końca”
Hala na której grali chłopaki znajdowała się na drugim końcu miasta, ceremonia, wręczenie nagród, medali długo nam zajęło, torby mieliśmy już spakowane i zaniesione do autokaru, zaraz gdy tylko nadarzyła się okazja wybiegłyśmy z hali i prosto w długą do autokaru, w którym silniki już były odpalone, nie zdąrzyłyśmy usiąść, a kierowca już był w drodze. Po półgodzinie byłyśmy na miejscu. 12 dziewczyn ubrane w czerwone długie dresy i koszulki meczowe biegły przez korytarz, aby obejrzeć mecz rodaków. Normalne reprezentantki innych krajów po meczach jedzie spokojnie do hotelu i tak w TV oglądają ,a nie wpadają jak małpy na hale która jest bardzo daleko!
-Wariatki z nas!- krzyknęła Kasia, gdy szukałyśmy naszych miejsc, wejściówki miałyśmy wykupione na wszystkie mecze Polaków na tegoroczne IO.
Gdy weszliśmy akurat zakończył się drugi set, przy zmianie stron chłopaki nas zauważyli i zaczęli do nas machać. Z resztą nie trudno było by nie zauważyć dwa rzędy dziewczyn ubranych w te same ubrania tylko numerki na koszulkach inne.
Po fatalnych błędach Ruskich  Polacy maja kolejny punkt (17:10). Blok na Bartmanie (17:11). Pojedynczy blok Polaków (18:11). Punkt zdobywa Muserski (18:12). Muserski serwuje w siatkę (19:12). Dwa punkty z rzędu Rosjan 19:14). O kolejny punkt dla ruskich siatkarzy (19:15). Jest dobry atak Bartmana (20:15). Zagrywkę psuje Winiarski (20:16). Nad blokiem atakuje Bartman (21:16). Błąd Rosjan i Polska prowadzi 22:17. Już jest 23:18 dla Polaków i o przerwę prosi trener ekipy siatkarzy z Rosji. As serwisowy Bartosza Kurka i przy stanie 24:18 Polacy maja piłkę meczową. Tym razem Kurek w siatkę (24:19). O czas prosi Andrea Anastasi. Polacy wpadają w siatkę (24:20). Maksim Michajłow serwuje w aut i Polacy wygrywają tego seta 25:20 i cały mecz 3:0.To jest drugie w historii zwycięstwo reprezentacji Polski na Igrzyskach Olimpijskich i na dodatek drugie zwycięstwo w finale IO właśnie nad nimi!!!

Istne cudo!!! Byłam szczęśliwa podwójnie, dwa złota w jeden dzień, nie ma na co narzekać. Dawka adrenaliny była większa, teraz niż kiedy to przed laty wygrywaliśmy Ligę Światową.
Tak jak przepuszczałam, teraz w jak najbardziej odpowiednim momencie swoje zakończenie kariery z reprezentacją, a niektórzy już i z klubem ogłosili: Ziomek, Guma, Gato, Szampon, Grucha, Kadziu, Bąku i Plina. Każdy kiedyś to robi, widziałam łzy w oczach chłopaków. Sama n nigdy nie wyobrażałam sobie jak to będzie, gdy nie będę grać już w reprezentacji. Wiele starszych siatkarek rezygnowało z sezonu kadrowego, gdy w rodzinie pojawiało się dziecko, aby spędzać z nim maksymalnie dużo czasu. Ja nie byłam na to gotowa, jak tylko nadarzyła się okazja, szłam na zgrupowanie bez żadnych oporów, bo wiem że mogę polegać na Pawle i naszych rodzicach. Byli po prostu wspaniale, rodzinka mi się udała. Po zakończonych ceremoniach wróciliśmy do hoteli. Czas na świętowanie był, dzień później, dokładnie o tej porze byliśmy już na Warszawskim Okręciu.

Spędziliśmy tam dobre dwie godziny, czekały tam na nas setki kibiców. Później poszliśmy do samochodu i jechaliśmy do domu ,tuż przed skrzyżowaniem do mieszkania poczułam kłucie w brzuchu.
-Łukasz zatrzymaj się.- powiedziałam po czym wyszłam z auta. Łuki poszedł za mną.
-Co się dzieje?- spytał zatroskany.
-Słabo mi, bardzo słabo.- powiedziałam po czym moje ciało obsunęło się po masce samochodu i upadło na ziemię.
Obudziłam się w szpitalu, rękę miałam podłączoną do kroplówki. Łukasz rozmawiał z doktorem Zarzyckim, który gdy zobaczył że otworzyłam oczy podszedł do mnie.
-Zaraz pojedzie Pani na dodatkowe badania, dostałem nie dawno wyniki z badań sprzed kilku dni. Gdybym je dostał wcześniej, nie zagrałaby by Pani w finale Igrzysk.
-Czemu, co się dzieje?- zapytałam.
-Spotkamy się później w gabinecie, teraz Pani Lena, zaprowadzi Panią na pobieranie krwi.

Czekając na wyniki, znowu musiałam leżeć podłączona pod kroplówkę, na szczęście nie trwało to długo, po nie całej godzinie, siedziałam razem z mężem w gabinecie dr. Andrzeja.
-Do rzeczy Panie doktorze, chce zaraz jechać do córki, dawno jej nie widziałam.- uśmiechnęłam się.
-Nie jest najgorzej, ale musi Pani zacząć leczenie.
-Czy może mi Pan w końcu powiedzieć co mi dolega?

-Jesteś Patrycjo chora…
_________________________________________________________
Cześć wszystkim! :) W końcu zebrałam się żeby Wam napisać rozdział, no to teraz powinnam pisać trochę szybciej ;) Sami się nie długo dowiecie dlaczego :) Pozdrawiam Jotkaa ;) 

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 61


- Chciałam Cię zaprosić, za dwa dni na takie jakby przyjęcie – powiedziała nie pewnie Agnieszka.
- Z jakiej okazji? – spytałam.
- Dowiesz się jak przyjdziesz, będziesz? – spytała pełna nadziei.
- Gdzie?
- W kościele Santa Maria del Pi, o godzinie 12. Będziesz?
- W kościele? Przyjecie? Porąbało cię? – spytam zdziwiona, co ona planowała, wiem że ma dziwne pomysły, ale tego bym się nie zdziwiła.
- Tak to taka msza, ubierz się ładnie, weź Łukasz i kogo tam jeszcze chcesz, mnie obojętnie, a fajnie jak poznam więcej ciekawych osób.
- Dobrze, wezmę przyjaciółkę, a Zuzia może iść?
- Jasne, jak tylko chcesz je wziąć – powiedziała po czym się rozłączyła. Co ona znowu wymyśliła? W salonie siedziałam jeszcze jakąś godzinę, po czym zrezygnowana poszłam na górę. Przechodząc koło jej pokoju, stanęłam i nasłuchiwałam, zapukałam. Brak odzewu, zapukałam znowu, nadal cisza, szarpnęłam lekko za klamkę i weszłam do pokoju. Nikola spała na łóżku, odwrócona tyłem do drzwi. Podeszłam do niej i nakryłam kocem, nawet nie drgnęła. Zostawiłam uchylone drzwi i poszłam do siebie. Opowiedziałam Łukaszowi o telefonie Agi.
- To w cale nie jest głupi pomysł – powiedział, popatrzyłam na niego krzywo – pójdą z nami i może to coś da, może znowu się zbliżą do siebie? – Łukasz miał rację, pójcie na te msze czy cokolwiek to było mogło im pomóc, zaszkodzić to już chyba nie mogło. Zgodziłam się na jego plan, postanowiłam ze jutro im wszystko powiem. 
Na drugi dzień wstałam wcześnie, nie mogąc spać. Przebrałam i umyłam Zuzie, która obudziła się równo ze mną i poszłyśmy razem na śniadanie. Siedząc bezczynnie narobiłam wszystkim śniadanie, tak jak lubią. Około 10 wstał Łukasz, zaraz za nim Nikola i Patryk, wszyscy zeszli do kuchni zwabieni aromatem świeżej kawy. W ciszy zjedli śniadanie, postanowiłam przerwać tę grobową cisze.
- Jutro na 12 wychodzimy – zaczęłam, Nikola i Patryk popatrzyli na mnie dziwnie – tak, wszyscy, idziemy do kościoła, dostałam zaproszenie od przyjaciółki z drużyny. Bez gadania, macie się ładnie ubrać – byłam stanowcza, a raczej taką grałam. Po obiedzie pojechałyśmy z Nikolą na zakupy, nie pomyślałam żeby brać ze sobą cos odświętnego, kto by przypuszczał? Wybrałam jedwabną sukienkę, w kolorze brzoskwiń z śmietaną, była piękna, do tego czarne skórzane wysokie szpilki, takie jak lubiłam. Nikola kupiła sobie oliwkową krótką sukienkę i białe szpilki, niższe niż moje, ni lubiła wysokich.  Gdy wróciłyśmy do domu, kolacja na nas czekała. Po kolacji szybko poszłam się umyć i poszłam spać.
Obudziłam się o 7, wstałam i zaczęłam się szykować, zbudziłam Łukasza, on jak zwykle szybko się umył i założył garnitur, świetnie w nim wyglądał. Po 11 wyszliśmy z domu, i pojechaliśmy pod kościół. Wiele ludzi już było zgromadzonych, w tym jak się okazało kilku siatkarzy. Podeszliśmy do nich.
- Wy tez tu? – spytał Łukasz witając się z nimi.
- Bardzo śmieszne, jak może nas nie być? – zapytał Igła robiąc dziwną minę – musimy tu być, przecież nie wiemy kto będzie drużbą.
- Drużbą? – zapytałam zdziwiona.
- To wy nie wiece po co tu jesteście? – zapytał Igła coraz bardziej się śmiejąc.
- Ślub? – zapytaliśmy równocześnie z Łukaszem – Kto?
- Boże – Igła zrobił face palma, reszta siatkarzy zaczęła się śmiać – Agnieszka z Łukaszem, nasza Agusia z Kadziem. Dotarło?
- Chyba jeszcze nie – powiedziałam zdziwiona. Gdy trochę do nas dotarło całe wydarzenie, przedstawiliśmy siatkarzom Nikole, Patryka i Kacpra. Przywitaliśmy się także z dziewczynami z drużyny, które zdołały tu dotrzeć. Okazało się ze tylko my o niczym nie wiedzieliśmy. Punktualnie o 12 zaczęła się cała ceremonia. W takt muzyki weszła Agnieszka w przepięknej sukni, która idealnie podkreślała jej kobiecie kształty. Miała pięknego warkocza, plecionego z boku głowy, jej brązowe loki spływały po plecach. Delikatny makijaż podkreślał naturalne piękno, ta dziewczyna nie potrzebowała makijażu by być piękna. Czekoladowe oczy błyszczały spod gęstych i długich rzęs, a delikatny błękit na oczach podkreślał jej jedwabistą skórę. Gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Zrobiłam to samo. Prowadził ją wysoki, zielonooki brunet, jedyne co ich łączyło to to, że oboje mieli jasną i delikatna cerę, ale na marginesie był bardzo przystojny. Podał rękę Agi Łukaszowi i odszedł na bok. Okazało się że miałam być jej drużbą, a Łukasz Kadzia. Cała ceremonia przebiegła szybko, gdy padły słowa – ‘Ogłaszam was mężem i żona’ wszyscy wstali i zaczęli bić brawo, młodzi małżonkowie nawet nie czekali na pozwolenie tylko od razu się pocałowali. Stojąc i klaskając przypomniał mi się mój własny ślub, może nie był tak wystawny jak ten, ale mnie w zupełności wystarczał. Po wyjściu z kościoła Aga podbiegła do mnie.
- Boże jak się cieszę ze przyszłaś – powiedziała ściskając mnie mocno, miała krzepę to trzeba jej przyznać.
- Gdybym wiedziała to bym się zastanowiła – popatrzyła na mnie – jasne ze bym przyszła. Przecież to ty mnie zaprosiłaś. Ale czemu wcześniej nie powiedziałaś mi że się zaręczyliście.
- Nie chciałam wzbudzać sensacji, a po za tym, chyba ważniejszy jest ślub? – powiedziała oglądając obrączkę – pamiętasz jak świętowaliśmy? – kiwnęłam głową – Byłaś już mocno zmęczona z reszta ja tez, gdy wróciliśmy do swoich pokoi Łukasz zaciągnął mnie do swojego i mi się oświadczył, powiedział że miał zrobić to wcześniej ale się bał ze odmówię, na początku myślałam że jest pijany, ale powiedział to wszystko bez zająknięcia i miał przy sobie pierścionek – pokazała mi pierścionek zaręczynowy na prawej ręce.
- Co za romantyczne – powiedziałam z przekąsem – czemu nosisz obrączkę na lewej ręce nie na prawej?
- Na lewej jest prawidłowo, to od serca – uśmiechnęła się. Gawędziliśmy jeszcze przez jakiś czas, potem przyszedł czas na udanie się na wesele. Wszystko odbyło się w pobliskiej restauracji, była ekskluzywna i wystawna. Było przeróżne jedzenie, i było tego dużo, jednak jak się okazało było i tak za mało, siatkarze i siatkarki jedli za trzech, równocześnie spalając wszystko w tańcu. Siedziałam koło Agnieszki, mimo że co chwila wyrywał nas ktoś do tańca, to cały czas rozmawiałyśmy. Gdy opowiedziałam jej że Nikoli i Patrykowi się nie układa, popatrzyła na mnie i powiedziała:
- Być może tak było.
- Nie tak było tylko tak jest – zaprzeczyłam.
- Pati popatrz się na nich i powiedz że się mylę – popatrzyłam w te samą stronę co ona.  Miała rację, Nikola i Patryk tańczyli razem mocno się przytulając i rozmawiając. Gdy ich takich ujrzałam ulżyło mi, nie musiałam się już o nich martwić, było dobrze.
- Masz rację – powiedziałam do Agi, ona za to się uśmiechnęła. Gdy Nikola usiadła podeszłam do niej, nie musiałam nic mówić, rozumiałyśmy się bez słów.
- To była tylko chwilowy zgrzyt, wszystko już w porządku – uśmiechnęłam się do niej.
- Wyjaśniliście sobie wszystko?
- Tak – powiedział Patryk stając za mną – zrozumiałam że się pomyliłem, zgubiłem drogę, a ona jak zwykle mnie na nią naprowadziła. Jest moim światłem – powiedział po czym ucałował ją. Odeszłam uśmiechnięta i poszukałam Łukasza. On także zauważył że się pogodzili. Resztę wieczoru tańczyłam z Łukaszem, długo rozmawialiśmy, o wszystkim. Gdy dzieci zaczynały zasypiać zebraliśmy się i pojechali do domu. Obiecałam Adze ze zadzwonię. Do domu wróciliśmy po 12, szybko przebrałam Zuzię i sama poszłam pod prysznic, Łuki w ten czas zdążył już zasnąć, weszłam do łóżka i nim się zorientowałam zasnęłam kamiennym snem.
Wstała na obiad, który robiła Nikola razem z Patrykiem, oboje dobrze gotowali i dobrze im to wychodziło. Mimochodem dzień naszego wyjazdu zbliżaj się nie ubłaganie, nie chciałam z jednej strony jechać, chciałam mieszkać blisko Nikoli, mojej prawdziwej przyjaciółki, ale ani ona ani ja nie porzucimy sportów które kochamy, jej drugą miłością jest piłka, moją siatkówka, pochodzimy z różnych światów, ale jednak bardzo bliskich. Dwa tygodnie to za mało by nacieszyć się jej towarzystwem, bałam się o nią, a jednak wiedziałam ze da sobie radę. Przypomniały mi się kiedyś jej słowa, jeszcze z czasów dzieciństwa: ‘Bardziej od pieniędzy potrzebujesz miłości, miłość to siła nabywcza szczęścia. Nie maż o sławie, ona przyjdzie i będzie, a miłość może w każdej chwili odejść.’
Zgadzam się z jej słowami, miłość trzeba codziennie pielęgnować, inaczej można ją szybko zaniedbać. Choć bardzo chciałabym ją jeszcze zobaczyć, to miałam dziwne przeczucie że już jej nie zobaczę, a przynajmniej nie prędko. 
Nadszedł dzień naszego wyjazdu, obie z Nikolą płakałyśmy cały dzień, o 16 mięliśmy samolot. Na lotnisku byłyśmy po 14, dzięki temu miałyśmy jeszcze czas na rozmowę. Obiecałam jej ze zadzwonię, i że będę śledzić wyniki jej i Patryka, obiecała mi to samo. Gdy przyszedł czas na pożegnanie nie mogłyśmy się od siebie oderwać, Łukasz musiał robić to na siłę. Stojąc w kolejce na odprawę przypomniały mi się jej słowa: ‘Nie potrzeba ci pieniędzy, tylko miłości. Miłość prowadzi do szczęścia. Nie szukaj sławy, ona przyjdzie, za to miłość trzeba pielęgnować, bo szybko może odejść’. Zgadzam się z jej słowami, miłość jest ulotna i nie trwała, za to sława będzie długo i nie trzeba szczególnie się o nią troszczyć. Popatrzyłam na nią, wciąż tam stała i mi machała, płacząc. Było moją siostrą, której nigdy nie miałam. To nie więzy krwi czynią cię z kimś rodziną, tylko jego czyny, albo zasłuży, albo nie. Ona zasłużyła na to, zawsze przy mnie była, od dziecka, podawała mi rękę gdy przewracałam się, gdy doznawałam kontuzji i nie mogłam grać, stała obok mnie czekając aż przejdzie mi złość, spełniała moje prośby, nigdy się nie skarżyła, nigdy. Patrząc w jej oczy widziałam lata naszej znajomości, nasze wszystkie kłótnie, wzloty i upadki, wiele razy potykałyśmy się w życiu, ale zawsze podnosiłyśmy się, otrzepywały i szły dalej z jeszcze większą determinacją. Łukasz musiał ciągnąć mnie za sobą, inaczej pobiegła bym znowu do niej. Zamykające się drzwi po odprawie, zamknęły część naszej wspólnej historii, była ona długa. Były w niej momenty tragiczne, ale i śmieszne, zawstydzające, ale także które przepełniały nas dumą. Gdyby wszystko to spisać, wyszła by z tego bardzo gruba książka, ciekawa i wciągająca.
W samolocie długo myślałam nad naszą opowieścią, ‘Pati i Nikola – dwie dziewczyny, które podbiły świat’. Tak mogła by nazywać się nasz książka i pewnie by tak było. Zmęczona i smutna zasnęłam. Obudziło mnie dopiero lądowanie. Wychodząc na główną płytę lotniska odetchnęłam Polskim powietrzem, było inne, ale jednak moje.
- Brakuje mi jej – powiedział do Łukasza, oddychając głęboko.
- Pewnego dnia znowu się spotkacie – powiedział pąkując bagaże do auta.
- Not yet, not yet
Pewien rozdział się skończył, by nowy mógł się napisać. Czas na nowe przygody i wazwania…






Perspektywa Agnieszki:
- Czemu ją okłamałaś – zapytał Łukasz leżąc obok mnie.
- Nie wiem, bałam się jej powiedzieć prawdę – popatrzyłam na niego – czy musimy teraz o tym rozmawiać?
- Nie, ale jestem ciekaw.
- Bałam się jej przyznać, nie wiem ile mi zostało, miesiąc, rok, 10 lat, może nawet jeden dzień. Chcę spędzić tę noc jakby to była moja ostatnia, jakby nie było jutra – popatrzyłam mu głęboko w oczy. Uśmiechnął się i mnie pocałował. Pocałunek był namiętny i gwałtowny, dzięki niemu oderwałam się od bolesnej prawdy. Nie zastanawiałam się już co będzie, wiedziałam co jest. Łukasz był ze mną i przy nim jestem bezpieczna, szczęśliwa i nareszcie jestem jego żoną, marzyłam o tym długo, od momentu gdy się dowiedziałam. To był ten facet, ten z których chciałam spędzić resztę swojego życia. I tak będzie.
W KOŃCU ZNALAZŁAM SWOJEGO KSIĘCIA Z BAJKI!




______________________________________________________________
No to koniec mojego fragmentu opowieści, mam nadzieję ze moja twórczość podobała wam sie :) nie bedę owijać w bawełnę i lecę na swojego bloga: http://w-pogoni-za-swoimi-marzeniami.blogspot.com/ wpadajcie czasem :)

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 60


Se dice que algunas vidas
están vinculados a través del tiempo.
Conectados por una antigua vocación
que resuena a través de las edades.
Suerte...


Następny dzień minął nam przyjemnie i bardzo wesoło. Prawie cały dzień siedziałam z Nikolą, albo pomagałam jej w kuchni, albo po prostu siedziałyśmy w ogrodzie i rozmawiałyśmy. Na jutro zaplanowałyśmy zakupy i zwiedzanie. Wieczorem obowiązkowo zasiedliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy zmagania FC Barcelony z AC Milanem. Po pierwszej przerwie, Barca prowadziła 2-0. Ale zaraz na początku drugiej połowy, przez nie uwagę bramkarza Milan szczelił gola. Od tego momentu bardzo się pilnowali i grając w skupieniu podwyższyli wynik na 3-1. Ostatni gwizdek sędziego definitywnie zakończył mecz, a my bardzo się ucieszyliśmy, szczególnie Nikola. Następnego dnia jak zaplanowaliśmy pojechaliśmy na zakupy, Zuzię i Kacpra zostawiliśmy pod opieką koleżanki Nikoli, Carmen. Zaczęliśmy od zwiedzania centrum, Nikola pokazywała nam najciekawsze miejsca, w tym sam stadion, dzięki niej weszłam na swój ulubiony stadion i stanęłam na murawie, mogłabym tam już zostać. Do domu wróciliśmy dopiero po 20, nie było sensu wlec się o tej porze po dzieci, więc postanowiliśmy że odbierzemy jej jutro gdy skończymy zwiedzać. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać, zasnęłam od razu. Rano dźwięk budzika nastawionego na 6 wwiercał mi się w czaszkę, miałam ochotę rzucić nim o ścianę. Szybko jednak wstałam, ściągając z łóżka zaspanego Łukasz i pojechaliśmy na kolejny podbój miasta. Na obiad wpadliśmy do restauracji którą poleciła nam Nikola: ‘El Aguila Roja’. Były tam serwowane dania typowo hiszpańskie, ale także z różnych krajów. Ponieważ nie wiedzieliśmy jakie potrawy z kuchni tradycyjnej znajdują się w karcie, nie przez nieznajomość hiszpańskiego, no oprócz Łukasza, który władał tylko podstawowymi zwrotami, to Nikola zamówiła dla nas posiłek. Były to m.in.: paella, gaz pacho, chuleta de cerdo, tortilla francesa, a także różnego rodzaju tapas i serranito. Do pica obowiązkowo wino. Jedzenie było przepyszne, Nikola powiedziała również, że można zamówić jedzenie do domu, co bardzo mi się spodobało. Wracając zahaczyliśmy do centrum handlowego, Łukasz był bardzo zadowolony że pozwalamy mu zostać w samochodzie, nigdy nie lubił zakupów, jak typowy facet. Po dwóch godzinach szperania i chodzenia, kupiłam sobie czerwona sukienkę na ramiączkach i do tego żakiet, beżowe, zielone i niebieskie rurki i kilka bluzek, Nikola także poszerzyła swoją garderobę. Do domu razem z zakupami i dziećmi wróciliśmy po 18. Dzieci po kolacji od razu zasnęły, wiec mieliśmy trochę czasu dla siebie. Wzięliśmy leżaki i poszliśmy posiedzieć sobie na tarasie. Niebo było piękne, czyste, bez jednej chmury, dzięki temu widzieliśmy gwiazdy i duży księżyc. Z racji ze wieczór był upalny, siedzieliśmy tak prawie do 12.  Ponieważ koło południa wracał Patryk, od samego rana Nikola chodziła rozkojarzona, stęskniła się za nim, nie dziwie jej się i bardzo dobrze ją rozumiem. Po 13 rozległ się dźwięk dzwonka, Nikola poszła odtworzyć.
- Hej – usłyszeliśmy głos Patryka.
- Hej – odpowiedziała. Po kilku minutach, weszli do kuchni.
- Cześć Pati – przywitał się – nic się nie zmieniłaś, no prawie.
- Ty też nie – powiedział gdy mnie puścił – nabrałaś krzepy.
- No a jak.
- Siemka Łuki – Patryk zwrócił się do Łukasza – dobrze cię widzieć stary.
- I wice wersa.
Widać było że Nikola nie może się doczekać, aż zostaną sami, ale Patryk koniecznie chciał pogadać z Łukaszem. Zostawiłyśmy ich więc, i poszły na górę, do ich pokoju. Włączyłyśmy telewizor i gadałyśmy. Po godzinie przyszedł Patryk i zmyłam się do swojego pokoju, Łukasz już na mnie tam czekał, leżał na łóżku ze smutną miną.
- Co się stało? – spytałam kładąc się obok.
- Nic – odwrócił się do mnie tyłem.
- Przecież widzę – naciskałam.
- Dasz mi spokój? – powiedział i poszedł do łazienki, nie było go jakieś pół godziny, cały czas leżałam i czekałam aż wróci. Gdy wszedł do pokoju, stanął w drzwiach i popatrzył na mnie smutno.
- Gadałem z Patrykiem – zaczął nie pewnie – potrzebował rady, myślałem że potrafię mu pomóc, doradzić, ale nawet nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Co ci powiedział – powiedziałam podchodząc do niego i mocno go przytuliłam, dodając otuchy.
- Powiedział że chyba nie kocha już Nikoli, ze miłość go opuściła – nie potrafił powiedzieć nic więcej.
- Powiedział że chce rozwodu? – dokończyłam przerażona.
- Nie, powiedział że jeszcze nie, bo dalej jest mu droga, jest matką jego dziecka, ale nie wie czy jeszcze będzie potrafił ją pokochać tak jak na początku – przeraziłam się, bałam się o Nikole, wiedziałam że tak czasem bywa, ze miłość potem odchodzi i zostaje tylko obowiązek. Jeżeli naprawdę jej już nie pokocha, może będzie lepiej że się rozejdą, ale czy Nikola to zniesie? Była w nim szaleńczo zakochana, od pierwszego dnia, gdy go poznała. Wiedziałam co czuje, bo tak samo mocno kochałam Łukasza, tyle ze nasza miłość jeszcze się nie wypaliła, ciągle płonie. Łukasz był wstrząśnięty, ja zresztą też. Patryk prosił by na razie Nikoli nie mówić tak tez zrobiliśmy, ale było mi trudno udawać ze wszystko gra. Do końca dnia siedzieliśmy w swoim pokoju, zeszliśmy tylko na kolacje, ale nie widzieliśmy ani Nikoli, ani Patryka, być może Patryk uczy się ją kochać na nowo…
Następnego dnia Nikola poszła na trening, w domu zostaliśmy sami z Patrykiem, nie licząc dzieci. Gdy Łukasz był na górze i zajmował się Zuzia, wykorzystałam moment i porozmawiałam z gospodarzem domu.
- Co się stało że przestałeś ją kochać?  -spytałam siadając naprzeciwko niemu.
- Nie wiem Pati, to stało się z dnia na dzień, po prostu – patrzył na mnie smutnymi oczami – Pewnego dnia obudziłem się i po prostu zrozumiałem że to co do niej czułem odeszło.
-  Chcesz ją zostawić?
- Nie, nie chce. Na początek spróbuje ją znowu pokochać, a gdy to zawiedzie, w tedy, być może – powiedział chowając twarz w dłonie.
- Wiesz że kocham Nikole jak siostrę, jest dla mnie bardzo ważna, i nie pozwolę jej skrzywdzić. Może na początek powiedz jej o tym, powiedz że będziesz próbować, chodźcie do swoich ulubionych miejsc, przeglądaj wasze zdjęcia – uśmiechnęłam się do niego pocieszająco – poznawaj ją od nowa, na nowo odkrywaj, często rozmowa pomaga. Nie potrafię wyobrazić togo co czujesz, ale zanim ją zostawisz, zastanów się nad konsekwencjami i porządnie to przemyśl – zakończyłam swój monolog i poszłam do Łukasza, zostawiając Patryka ze swoimi myślami.

Od naszego przyjazdu minął tydzień, chodziliśmy z Łukaszem i Zuzia na długie spacery, spędzaliśmy czas z Nikolą i Patrykiem, którzy wyjaśnili sobie wszystko i na nowo siebie odkrywali, a także na oglądaniu filmów. Między mną a moim mężem nigdy nie było tak dobrze, dogadywaliśmy się bez słów, i mimo że Łukasz naciskał coraz mocniej w sprawie dziecka, ja twardo stałam przy swoim. Jeszcze nie mówiłam, przyjdzie czas na to że będziemy mieć gromadkę, no może nie aż tyle ale może w sumie dwójkę, albo trójkę. ‘Moja kariera nie będzie trwać wiecznie, ty będziesz grał dużej ode mnie, wiem to. Przyjdzie czas że zostawię sport i w tedy pomyślimy nad poszerzeniem rodziny.’ Mówiłam mu to często, ale mimo to nalegał. Przez ten tydzień bardzo się zbliżyliśmy do siebie, mimo napięcia jakie panowało w domu. No ale czy sielanka może trwać wiecznie?
Któregoś dnia, na śniadanie Nikola zeszła ze łzami w oczach. Nie musiałam pytać co się stało, dobrze wiedziałam
- To jeszcze nie koniec, macie jeszcze szanse – próbowałam ja pocieszyć, ale uciekła i zamknęła się w innym pokoju. Przesiedziała w nim cały dzień, mimo że próbowałam wejść i ją pocieszyć nie otwierała. Czekałam wiec w salonie, aż zejdzie. Nagle mój telefon zawibrował, szybko odebrałam.
- Pati gdzie jesteś – rozległ się głos Agnieszki w telefonie.
- Jak to gdzie? Na urlopie – odpowiedziała zdziwiona.
- To wiem, wszyscy jesteśmy na urlopie, ale chodzi mi o kraj, albo miasto.
- W Hiszpanii – powiedziałam, zachodząc w głowę o co jej chodzi.
- A może tak dokładniej? – spytała zniecierpliwiona.
- Boże Aga, w Barcelonie, a o co ci chodzi?
- To bardzo dobrze się składa – powiedziała tajemniczo.
- Na co? – zaczynałam tracić cierpliwość, ona potrafiła wyprowadzić człowieka z równowagi, ale i tak ją lubiła,
- Chciałam cię zaprosić, za dwa dni na…


________________________________________________________________________
Witajcie, oto nowy rozdział :) Mam nadzieję ze wam się spodoba, dla tych którzy nie znają hiszpańskiego mam cytat po angielsku, z samego początku:
It is said some lives
are linked across time.
Connected by an ancient calling
that echoes through the ages.
Destiny...

Jeżeli w hiszpańskim tłumaczeniu są błędy to przepraszam, znam hiszpański ale nie perfekcyjnie :) Pozdrawiam

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 59


Ująłeś moją dłoń,
Moje serce szybciej zabiło,
Blask twój mnie zalał,
Świat mi przysłonił…
Twoje miejsce jest tu,
U boku Mojego,
Ale wiecznie trwać nie będziesz,
Wiem to…
Cień światło przykryje,
Odejdziesz stąd,
Pustkę pozostawisz,
Moje serce bić przestanie…
Lecz mimo to,
Ja kochać Cię będę,
Znam swoje miejsce – Twoje miejsce,
Gdzie kwiat magnolii kwitnąć będzie…


Świętowania nie było końca, wszyscy byli szczęśliwi, każdy świętowali za najbliższymi którzy przyjechali na finał. Ja świętowałam w małym gonie, Łukasza, Zuzi, Pawła, Kadzia i Agi, która stała się moją najlepszą przyjaciółka, mimo naszych trudnych początków. Na pięciu szampanach się nie skończyło, a trzeba było wstać na samolot do kraju. Rano wszyscy na litrach kawy powlekliśmy się na lotnisko, usiadłam miedzy Łukaszem i Pawłem, wzięłam Zuzię na kolana i po chwili obydwie słodko spałyśmy. Obudził nas dopiero Łukasz.
- Zaraz lądujemy – powiedział delikatnie całując mnie w policzek. Przetarłam oczy i dałam Łukaszowi Zuzię, która mimo pobudki znów słodko zasnęła. Pomogłam Łukaszowi założyć nosidełka z małą, nawet się nie poruszyła. Ledwo wysiedliśmy a już usłyszeliśmy polskich kibiców śpiewających: BIAŁO-CZERWONE TO BARWY NIEZWYCIERZONE!!! Na naszych zmęczonych twarzach od razu pojawiły się uśmiechy. Gdy tylko pojawiliśmy się w głównym holu lotniska Chopina w Warszawie, kibice zaczęli śpiewać hymn polskiej siatkówki:

W stepie szerokim, którego okiem,
Nawet sokolim nie zmierzysz.
Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa,
Pieśni o małym rycerzu!

To było coś, usłyszeć to od wiernych fanów którzy przybyli by nas powitać, od naszych wiernych kibiców. Przypomniały mi sie czasy gdy sama byłam kibicem, gdy przyjeżdżałam witać naszych, to samo ich śpiewać, gdy marzyłam by stać tu gdzie stoję, w gronie zwycięzców. Moje marzenie ziściło sie po trzykroć, nie dość że byłam siatkarką, i to naprawdę dobrą, miałam kochającego męża i cudowną córkę. Marzyłam by tak już na zawsze było.
Po przemowach trenerów, kapitanów, przyszedł czas na udzielanie wywiadów, niestety nie udało nam się ucięć od nich, ale z drugiej było przyjemne odpowiedzieć na kilka pytań. Po trzech męczących godzinach w końcu mogliśmy rozjechać się do domów. Na szczęście Paweł zostawił na lotnisku samochód, wiec nie mieliśmy problemów z transportem. Byłam tak zmęczona że przespałam całą drogę, obudziła mnie dopiero Zuza domagając się jeść. Zaraz jak dotarliśmy do domu, położyłam Zuzię do łóżka i poszłam pod prysznic, który trochę mnie obudził. Sił miałam tylko tyle by zrobić coś dla nas na kolację i potem runęłam na łóżko, nawet nie pamiętałam kiedy zasnęłam. Obudziłam się koło 12, Łukasz robił obiad.
- Dawno wstałeś - spytałam gdy weszłam do kuchni.
- Trochę - powiedział nakładając mi mięso na talerz.
- Zuzia śpi?
- Jak zabita, przebudziła się rano,  zjadła coś i dalej śpi - powiedział siadając obok mnie - co powiesz na wakacje?
- Bardzo chętnie, ale nie mam siły myśleć gdzie by pojechać - odpowiedziałam dłubiąc widelcem.
- Może Hiszpania? - popatrzyłam szeroko otwartymi oczami na Łukiego.
- Naprawdę?
- Tak już wszystko załatwione, samolot mamy jutro o 8 - ledwo dokończył a ja rzuciłam mu się na szyję. Nie mogłam uwierzyć że zobaczę Nikolę, po takiej przerwie, prawie zapomniałam jak wygląda.
- Dziękuje, dziękuję, dziękuje! - pocałowałam go namiętnie.
- Może dokończymy to w sypialni? - zaproponował Łukasz, nie sprzeciwiłam się, Łukasz wziął mnie na ręce i po chwili byliśmy już w sypialni. Do końca dnia nie robiliśmy nic, całkowicie się relaksując. Wstaliśmy bardzo wcześnie, spakowaliśmy się i wsiedli do samochodu. O 7 byliśmy już na Katowickim lotnisku, odprawa odbyła się błyskawicznie i już przed 8 siedzieliśmy na pokładzie samolotu. Zuzia od razu zasnęła, był kochana, nigdy nie robiła problemów i jak jej mam kochała spać, była słodka.
Lot minął nam spokojnie, cały czas rozmawialiśmy, byłam strasznie podekscytowana, nie mogłam się doczekać jak wpadnę w jej ramiona, była dla mnie jak siostra. Gdy tylko wysiedliśmy zaczęłam rozglądać się nerwowo szukając jej wzrokiem. Po chwili ją zobaczyłam, na rękach miała swojego synka Kacpra.
- Nikola! - wydarłam się na pół lotniska, ludzie dziwnie zaczęli na mnie patrzeć, ale mnie to nie obchodziło, szybko podbiegłam do niej i mocno ją uściskałam. Stałyśmy chyba tak chwile, ciesząc się swoją obecnością.
- Boże ja się  za tobą stęskniłam - powiedziała, gdy ją puściłam.
- Ja bardziej.
- Nie ja.
- A wcale że nie, bo ja. Koniec kropka - my i nasze przekomarzania, zawsze gdy nie widziałyśmy się dłużej to samo robiłyśmy, pod tym względem nie wydoroślałyśmy.
- Opowiadaj - powiedziałam - o wszystkim co się działo.
- Ty pierwsza, twoja historia jest ciekawsza - zaprotestowała, już miałam odpowiedzieć, gdy przerwał nam Łukasz.
- Nie chcę Panią przeszkadzać, ale czy mogły by mi Panie pomóc, szczególnie Ty moją kochana żoneczko - gdy to mówił nie mogłam się potrzymać i zaczęłam się śmiać, Nikola zresztą też. Zabrałam od Łukasza walizkę i torbę, gdyż niósł Zuzię, która przebudziła się i zaczęła rozglądać.
- Chodźcie, pojedziemy do mnie i wszystko sobie opowiemy - zaproponowała.
- Jestem za - odpowiedziałam, gdy usadowiliśmy się w jej BMV, tak na marginesie czarnego i bardzo gustownego, Nikola zaczęła opowiadać, jak żyje jej się w Hiszpanii, że na początku musiał przywyknąć to wolniejszo tempa życia, zauważyła że Polacy żyją strasznie szybko, wszędzie się spieszą, za to Hiszpanie wolą się spóźnić, nie spieszy im się nigdzie, chyba że na samolot, lub pociąg. Opowiedziała że na początku miała problem ze znalezieniem klubu, który by ją chciał, teraz już gra w FC Barcelona Femenino, razem z Patrykiem, który także gra w FC Barcelona. Gdy dojechaliśmy do jej domu, zatkało mnie. Ogromy dom, z parterem, I piętrem i poddaszem, w tym domu cała nasza kadra mężczyzn by się zmieściła, nie mówiąc o kobietach. Do tego ogromny ogród, zmieściło by się na nim boisko do siatkówki i małe trybuny. Zawsze marzyłam o takim domku, ale i tak kochałam nasz. Nasz azyl.
- Rozgośćcie się, głodni? - spytała gdy weszliśmy do dużej i jasnej kuchni.
- Trochę, odpowiedziałam.
- Zaraz coś wam zrobię, chodźcie do swojego pokoju - zaprowadził nas na samo poddasze, do dużego brzoskwiniowego pokoju, stało w nim duże łóżko, duża szafa i łóżeczko dziecięce - wstawiliśmy wam łóżeczko dla Zuzi, Kacper ma większe więc pomyślałam że wam się przyda. Łazienka jest obok, wiec będziecie mieli ją dla siebie, pomyślałam że będziecie chcieli trochę prywatności.
Uściskałam ją i usiadłam na łóżku.
- Piękny dom, nie to co nasz - powiedział Łukasz.
- Nasz jest także piękny bo nasz - powiedziałam podchodząc do niego, mocno go przytuliłam - dziękuję że to załatwiłeś.
- Nie ma za co - zaczęliśmy się rozpakowywać, Zuzia cały czas obserwowała nas swoimi wielkimi oczami. Po chwili zawołała nas Nikola. Zeszliśmy i usiedliśmy przy dużym stole w jadalni.
- Gdzie Patryk? - spytałam po skończonym posiłku.
- Jest na wyjeździe, jutro gra ostatni mecz z Milanem - powiedziała. Usiedliśmy w salonie, i przez jeszcze długie godziny rozmawialiśmy, nim się obejrzeliśmy wybiła północ, poszliśmy do swojego pokoju. Przytuliłam mocno Łukasza i z uśmiechem na twarzy zasnęłam, byłam szczęśliwa. I nie tylko z powodu Łukasza, ale z tego ze widziałam się również z Nikolą.

Puedo vivir
Como en un cuento,
Si estoy contigo,
Que revive
a cada página
El Amor...

- Kocham cię Łukasz...





____________________________________________________________________
Witajcie, miałam wstawić po meczu, ale byłam tak smutna że nie dałam rady, mam nadzieje że jutro dadzą z siebie wszystko i wygramy!!! Ja w to wierze, jutro kolejna część przygód Patrycji w Hiszpanii :) Pozdrawiam


czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 58

Ostatnie 5 dni spędziliśmy ostro szlifując naszą formę na finał. Jutro mamy wylecieć do Argentyny, gdzie będziemy jeszcze trenować dwa dni, a potem to już tylko walka o medal.
Był wieczór, wspólnie z trenerami, zawodniczkami  spotkaliśmy się w pokoju, gdzie są przeprowadzane różne rozmowy itp.
-Czy Wy macie świadomość, jakie wielkie błędy popełniacie ostatnio? Wy coś chcecie ugrać? Teraz to nawet nie zasługujecie w ogóle, żeby być na tym turnieju.  To jest pierwszy raz w historii siatkówki turniej przeznaczony również dla kobiet. Gdy już jesteśmy w tym finale i chyba trzeba grać, a nie odpuszczać sobie!- zaczął krzyczeć pierwszy trener kadry. Nie wiedziałyśmy co mu mamy odpowiedzieć, nigdy na nas nie krzyczał, faktycznie nie szło nam, ale nie spodziewałyśmy się że jest aż tak tragicznie, żeby Bogdan podniósł na nas głos, miły i zawsze opanowany. Widocznie musiałyśmy go nie źle wyprowadzić z równowagi, w końcu zabrałam głos.
-Trenujemy już 5 dni od rana do nocy! Jesteśmy wykończone treningami  i mamy już tego dość, a Pan, panie trenerze nawet głupiego "Dobrze wam dziewczyny dzisiaj poszło"?! To jest bez sensu, nie dość że nas tu zwołujesz, żeby się na nas wydrzeć i powiedzieć nam, że jesteśmy do dupy? Śmieszne, zamiast powiedzieć co jest nie tak to się drzesz. Tyle w tym temacie.- zakończyłam i usiadłam, dziewczyny zaczęły mi bić brawo,  za to że się odważyłam powiedzieć to do trenera. Bogdan zrobił się  cały czerwony ze złości, miał prawo, ale ja też miałam do tego, żeby powiedzieć co my myślimy o tym całym zdarzeniu. Sebastian wstał z miejsca i coś szepnął do trenera, po czym on opuścił salę, zostałyśmy tylko ze Świderskim. Na spokojnie z nim porozmawiałyśmy, wytłumaczył czego mamy unikać. Potem, nie które z nas miały wizytę u psychologa, reszta miała iść do niego jutro przed wyjazdem. Rozmowy z Darkiem nie trwały długo, ale ją za to bardzo skuteczne. Korzystając z okazji, że Tomek nie miał nic do roboty, poszłam mu zająć czas, miałam całe obolałe plecy, które potrzebowały masażu. Spać się położyłam przed 00:00.

6:30 siedzimy już w samolocie, włożyłam słuchawki w uszy i starałam się zasnąć, jednak ktoś mi przeszkodził.
-Przesadziłaś wczoraj.- powiedział trener.
-I kto to mówi.- odpowiedziałam i odwróciłam się zamykając oczy.
-Patrycja patrz na mnie jak z Tobą rozmawiam!
-Nie mamy o czym rozmawiać!
-No może trochę szacunku dla trenera co?
-Może trochę szacunku dla zawodniczek?
-Przeginasz.
-Ja?! To co my do cholery jesteśmy jakimiś robotami?! Okey wiem,że to finał i musimy być na prawdę dobre, ale to nie znaczy, że musisz cały czas na nas krzyczeć. To i tak nic nie da. Świder był by lepszym trenerem niż Ty!- zakończyłam. Miałam pewne wyrzuty, że tak naskoczyłam na niego, on w końcu chce tylko dla nas dobrze, ale i tak nie miałam zamiaru go przepraszać. Resztę lotu spędziłam spokojnie. Kilka minut po 13:00 byłyśmy na miejscu. Każda dostała swój klucz do pokoju i poszłyśmy na stołówkę, potem Sebastian przekazał nam rozkład treningów na najbliższe 2 dni i poszłyśmy na lekki rozruch po podróży. Przez cały pobyt na hali Bogdan nie odezwał się do mnie ani słowem, głównie pracowałam ze Świderskim lub sama. Położyłam się dosyć wcześniej, miałam już dość tych wszystkich kłótni, jutro ostatni raz trenujemy przed meczem finałowym, jutro poznamy dwunastkę meczową.

O 19:00 było już po meczu, usiadłyśmy wszystkie w kółku i czekałyśmy aż trener powie, kto jutro znajdzie się w składzie.
-Na jutrzejszym meczu mają stawić się: Glinka- Werblińska- Kasprzak-Jagieło, Dziękiewicz- Bednarek-Okuniewska- Anioł, Radecka-Śliwa, Maj-Strasz i Ackles i Żygadło.-Możecie się rozejść.- zakończył, my posłusznie wyszłyśmy z hali. Wzięłam prysznic, miałam się kłaść ale przyszedł do mnie Łukasz, chłopaki jutro również grają finał, tyle emocji dla nas, kibiców nie wiem czy będziemy w stanie je utrzymać. Rozmawiałam z Łukaszem jakieś dwie godziny, opowiedziałam mu o całym zdarzeniu z trener. Później wzięłam gorącą kąpiel i poszłam spać.

Godzina 11:00 stoimy na boisku, kibice śpiewają hymn a capella, po chwili rozbrzmiewa pierwszy gwizdek sędziego. Siedzę bezczynnie w kwadracie dla rezerwowych. Trener od naszej sprzeczki w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Na pierwszej przerwie technicznej przegrywany 1:8, jestem wściekła, Agnieszka popełnia coraz więcej błędów, rozgrywająca gra ciągle na nią, nie ma już siły do wyskoku. Nadal nie ma żadnych zmian. Dopiero po jeszcze kilku straconych punktów poprzez atak usłyszałam "rozgrzewaj się, zaraz wchodzisz". Ucieszyłam się. Było ciężko i to bardzo, każdy punkt stracony błędem bolał, w krótce to nasz udało się objąć stery i doprowadzić do równowagi, wystarczyło trochę szczęścia,a wygrałyśmy tą część spotkania na przewagi, 36:34. W drugim secie wcale nie było łatwiej, aczkolwiek udało nam się uciec w końcówce liczbami i skutecznością. W trzeciej partii, bo była już bułka z masłem. Włoszki podłamane wynikiem były coraz gorsze. Prowadzimy 24:20 wchodzę na zagrywkę. I ten cytat komentatora, w decydującym momencie. "Patrycja Żygadło wchodzi na zagrywkę, piłkę ma już w rękach, czekam na gwizdek sędziego, bierze rozpęd, skacze do góry, uderza z całej siły i tak proszę państwa aaaasssss sssssserwisowyyyyy, Polki zdobywają pierwsze w historii tych rozgrywek dla kobiet ZŁOTO LIGI ŚWIATOWEJ!!!!"
Co to za emocje nikt nie może wytrzymać w miejscu, trybuny całe skaczął do góry. Coś nie prawdopodobne, wygrałyśmy!!! Trener podszedł do mnie i mocno mnie uściskał.
-Przepraszam Patrycja, świetna robota, jestem z Ciebie dumny!- wykrzyczał, zaczęłam się śmiać.
Wróciłam do dziewczyn, razem zeszłyśmy do dziewczyn wziąć prysznic i ubrać czyste reprezentacyjne dresy specjalnie na dekorację, za pół godziny miałyśmy z powrotem iść na halę na rozdanie medali i nagród potem na trybuny i mocno kibicujemy chłopakom. Przed wejściem na podium były rozdawane nagrody indywidualne.
-MVP mecz, Patrycja Żygadło, Najlepsza blokująca Neriman Özsoy, Najlepsza broniąca Paulina Maj, Najlepiej serwująca Agnieszka Ackles, Najlepiej atakująca Patrycja Żygadło.- usłyszeliśmy głos prowadzącego, kibice na trybunach bili coraz mocniej brawo i krzyczeli moje imię, coś wspaniałego, moje marzenia spełniają się z każdą chwilą, coraz bardziej. Po chwili  wchodziliśmy na podium kolejno Turcja (3), Włochy (2) i POLSKA (1). 
Zaraz po zejściu z "pudła" uciekłyśmy od reporterów i pobiegłyśmy szybko na halę obok, bo właśnie zaczął się finał chłopaków. Karnety wyciągnęłyśmy spod bluzek żeby się nie czepiali i nie utrudniali nam wejścia na miejsca zaraz przy boisku, na szyi złote medale i w długą, do nich, naszych Orzełków. Akurat weszłyśmy tam gdy zaczął się pierwszy set. Polacy zaczęli świetnie, wybiegli z wynikiem daleko przed siebie, jednak zaczęli tracić punkty, trener wziął czas, kilka udanych akcji i set jest po naszej stronie. Potem było już tylko gorzej, stan meczu się obrócił, Polska przegrywała 1:2, jednak się nie załamaliśmy, nawet jeśli nikt nie dawał Ci szans, pokaż jak bardzo się mylili, doprowadziliśmy do tie-brek'a. Cóż to były za emocje, nagle z głośników usłyszeliśmy: 
W stepie szerokim, którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu. 
I jest tytuł obroniony, tyle emocji w te kilka godzin, widocznie ten na górze chciał, żebyśmy wygrali, razem. Bo jeżeli na boisku czujesz się jak ptak to poczuj jak wspaniale jest latać i fruń jak najwyżej po marzenia. My pofruneliśmy i oto kolejny dowód, że to siatkówka powinna być sportem narodowym.
MEDALE LIGI ŚWIATOWEJ W TYM ROKU SĄ BIAŁO-CZERWONE!!!
___________________________________________________________
Dzień dobry cześć i czołem, oceny wystawione, a jak u Was? Kolejne rozdziały za mnie napisze Agnieszka, moja współtwórczyni :D No to co, oby do końca roku :) A co do rozdziału podoba się Wam? Pisałam go dwa dni, ale nie wiem czy się udało :D :) Pozdrawiam Jotkaa :*