sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 14


Byłam w szoku tym co się stało. Niby jeszcze nic tak dokładnie nie wiadomo, ale w końcu tu chodziło o mojego ojca. Nie mogłam się otrząsnąć postanowiłam więc przejść się. Świeże powietrze dobrze mi zrobi. Zaczęłam się ubierać i podszedł do mnie Łukasz.
-Gdy Ty znowu się wybierasz już jest ciemno.- zapytał.
-Idę się przejść.- odpowiedziałam zakładając kurtkę.
-Idę z Tobą.
-Idę sama. Pa, nie wiem o której wrócę nie czekaj na mnie.- dałam Łukaszowi całusa w policzek i wyszłam z domu. Doszłam do parku, było tam ciemno, ale mi to nie przeszkadzało. Odpaliłam Mp4 i usiadłam na ławce. Po kilku minutach ktoś do mnie podszedł.
-Patrycja co Ty tu robisz o tej porze?- usłyszałam głos Winiara.
-Wyszłam się przejść i tak sobie usiadłam na chwilkę.- mruknęłam.
-Coś się stało, prawda?- pytał dalej.- Opowiedziałam o całym zdarzeniu Michałowi, cały czas mnie uważnie słuchał.
-Mała nie martw się wszystko będzie dobrze.- próbował mnie pocieszać.- Choć odprowadzę Cię do domu. Jest już zimno i ciemno.
-Wrócę sama.
-Nie marudź, tylko choć.- powiedział i skierowaliśmy się spacerkiem w stronę mojego i Łukasza mieszkania. Zajęło nam to jakieś dobre pół godziny, gdyż park był daleko od domu.
-Przyprowadziłem Twoją zgubę.- mruknął wesoło Michał gdy tylko weszliśmy do środka.
-Dzięki, wejdziesz?- spytał Ziomek.
-Nie późno już, Daga czeka.
-Dobra i jeszcze raz dzięki.
-Nie ma za co.- rzucił Wini kierując się do furtki. Nie chcąc już dzisiaj rozmawiać z Łukim położyłam się spać. Wstałam bardzo wcześnie. Było jeszcze ciemno. Szybko się ubrałam i po cichutku wyszłam z domu. Kierowałam się z stronę mostu. Coraz częściej tam chodziłam. Byłam tam z dala od problemów. Aż do dzisiaj.
-Kogo ja tu widzę.- usłyszałam znajomy głos, ale nie mogłam dokładnie rozpoznać do kogo on należał, było ciemno nikogo nie widziałam ale po chwili czułam jak ktoś mnie dotyka wtedy ujrzałam Kamila.
-Co Ty znowu chcesz?- krzyknęłam- I puść mnie. Nie jestem już Twoją własnością!
-Jak to nie?- spytał. Kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi do póki nie zobaczył mojego pierścionka.
-Normalnie. Jestem z Łukaszem i jesteśmy bardzo szczęśliwi nie zepsujesz tego! Puść mnie w końcu.- zaczęłam krzyczeć coraz głośniej.
-Zamknij się!- wrzasnął i próbował mnie uderzyć ale się odwróciłam.- A teraz posłuchaj. Jeśli myślisz, że to koniec twoich problemów to się mylisz. Prędzej czy później coś Ci się stanie, a jak nie Tobie to Łukaszowi. Przemyśl to jeszcze. Możesz do mnie wrócić i wszystko będzie jak dawniej.
-Nie będzie tak jak dawniej! Kocham Go! Nie możesz tego zrozumieć?!- wykrzyczałam po czym odeszłam. Pochodziłam jeszcze trochę po mieście i po 8.00 poszłam do domu.
-Gdzie Ty znowu byłaś? Przez ostatni czas często gdzieś wychodzisz.- powiedział Łukasz po czym był już koło mnie i złapał mnie za rękę.- Patrycja co się dzieje? Masz kogoś, tak?
-Nie, nie mam nikogo oprócz Ciebie Kotek.- powiedziałam próbując się uśmiechnąć.
-To co się dzieje?- powiedziałam mojemu narzeczonemu o całym zdarzeniu. Nie by tym zachwycony, w jego oczach widziałam złość.
-Zabije skurwysyna.- niemal krzyknął.
-Uspokój się!
-Nie pozwolę Cię skrzywdzić ani mojego dziecka.- ciągnął dalej.
-Łukasz! Masz nie robić nic głupiego! Rozumiesz?! – rozgrywający się trochę uspokoił ale nadal był zdenerwowany. Nie powinnam mu tego mówić ale to mnie przerasta za dużo tego wszystkiego na raz. Ciąża, samolot, spotkanie z Kamilem. Nie wiedziałam co mam robić. Nagle zaczęły mnie łapać skurcze. Czułam się fatalnie, Łukasz zabrał mnie do szpitala. Nie byłam z tego powodu zachwycona ale tu chodziło o dobro dziecka. Dostałam leki przeciwbólowe ale to nic nie pomagało.
-Musi Pani być silna, leki zaraz zacznął działać – zapewniała mnie pielęgniarka po czym przyszedł doktor.
-Będę teraz Pani lekarzem do końca porodu.- zaczął.- A teraz zapraszam na badania. Zaraz wszystko się okaże, a Pan niech tu poczeka na?
-Narzeczoną.- powiedział Łuki.- i zniknęłam za drzwiami. Badania przeszły szybko i sprawnie. Musieliśmy tylko poczekać na wyniki. Po kilku minutach doktor Marek zawołam nas do swojego gabinetu.
-Te skurcze wynikają z przemęczenia organizmu i ciągłego stresu. Musi się teraz szczególni oszczędzać i bardzo dużo odpoczywać i jak najmniej się denerwować i wszytko będzie w porządku.- zakończył. Podziękowaliśmy i poszliśmy w stronę samochodu.
-Idziemy na obiad. Gdzie wolisz w domu czy na mieście?- spytał Łuki.
-Na mieście.- odpowiedziałam i skierowaliśmy się do baru. Zjadłam dużą porcję obiadu i wróciliśmy do domu.
-Jak się czujesz?- zapytał Żygadło.
-Już wszystko dobrze.- uśmiechnęłam się.- Oglądamy jakiś film?
-A na co masz ochotę?
-Na komedie romantyczną.
-To może… „ Tylko mnie kochaj”?
-Oczywiście.- odpaliłam DVD i zaczęliśmy oglądać. Mocno wtuliłam się w rozgrywającego i razem zasnęliśmy na kanapie. Obudziłam się dopiero rano. Poszłam pod prysznic i zrobiłam kanapki. Łukasz zaraz był ze mną.
-Pojedziemy na lotnisko? Chciałam się czegoś w końcu dowiedzieć.- grzecznie spytałam.
-Dobrze, zaraz możemy jechać.- przytaknęłam i poszłam się ubrać. Po 10.00 byliśmy już na miejscu. Niczego konkretnego się nie dowiedziałam oprócz, że 15 osób leży ciężko rannych w szpitalu, 15 osób nie przeżyło, a kolejne 20 jest na badaniach. Ale nikt mi nie powiedział co z moim ojcem.
________________________________________________________________________
Dziękuje, że jest Was już tak dużo. Mam nadzieję, że podoba się Wam opowiadanie. Jest to mój pierwszy blog, nie mam w tym doświadczenia ale chyba idzie mi dobrze. Bardzo proszę o zostawianie swoich opinii bo nie wiem ilu osobom się to podoba i czy jest sens ciągnięcia tej historii dalej.
Buziaki Jotkaa.:*:*:*