sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 57


Obudziłam się w pokoju Łukasza i Igły. Krzyśka nie było, a ja leżałam w objęciach mojego mężczyzny. -Ta chwila mogłaby trwać wieczność.- pomyślałam. Po chwili jednak musieliśmy wstać i iść na śniadanie. Założyłam ubranie i wyszłam. Na stołówkę przyszłam cała rozpromieniona.
-Wyspałaś się Księżniczko?- zaczepił mnie Ignaczak.
-No pewnie.- puściłam mu oczko i poszłam do dziewczyn. Obok naszego stolika przechodziła Agnieszka, która zaczepiła gdzieś o coś i wyrzuciła na mnie całą tace z jedzeniem.
-Co Ty robisz?- krzyknęłam.
-Przepraszam, nie chciałam.
-Mogłabyś trochę uważać jak chodzisz!- krzyknęłam głośniej. Nagle w całym pomieszczeniu zapadła cisza. A my nadal się kłóciłyśmy, dopóki ktoś nie złapał mnie za ramię.
-Uspokójcie się!- powiedział Kadziu podniesionym tonem.- Zachowujecie się jak dzieci.
-No i dobrze, kazał ktoś Ci tu przychodzić?- warknęłam. Łukasz tylko pokręcił głową i wziął Agnieszkę za rękę, następnie wyszli gdzieś razem. Poszłam się przebrać i od razu poszłam na halę. Nikogo nie było oprócz Świdra. Nie tracąc czasu zrobiłam rozgrzewkę, potem Sebastian wystawiał mi piłki, mój atak był coraz mocniejszy i starałam się ryzykować, nie bać się żadnej wystawy. O miejsce w składnie na półfinał musiałam rywalizować z Agnieszką i Kaśką. Nie było łatwo, robiłam wszystko, dawałam z siebie 100% chociaż mi nie wolno. Znowu pojawiły się problemy z kolanem, jednakże i tak się nie poddawałam. Po godzinie dziewczyny dołączyły do mnie. Gdy trening skończył się zdrzemnęłam się i poszłam na siłownię.


Minęło kilka dni. Dzisiaj gramy półfinał z Chorwatkami. Wygrałam rywalizację i jestem w dwunastce meczowej, razem z Agnieszką. Kasia zmęczona solidnymi treningami musiała odpocząć, żeby chociaż ona była w pełni zdrowa, gdy mnie w kadrze może zabraknąć. W pierwszej szóstce trener postawił na Age. Pierwszy set padł dla nas łupem 25:15, jednak gdy w drugiej partii atakująca popełniła o dużo, za dużo błędów własnych, to jak musiałam wejść na boisko. Zanim weszłam na pole do grania, Agnieszka przekazała mi kilka wskazówek. Dzięki temu, udało nam się wygrać cały czas w trzech setach. Bardzo się ucieszyłam, gdy na trybunach ujrzałam Zuzie razem z Łukaszem i Pawłem. Uśmiechnięta podbiegłam do nich i wzięłam Zuzannę ze sobą. Potem zaczęłyśmy razem z dziewczynami wiwatować i dziękować kibicom za głośmy doping. Gdy poszłyśmy z dziewczynami do szatni oddałam Zuzie do Pawła. Jak to bywa po zwycięstwach w naszej kadrze odśpiewałyśmy We are the champions i rozeszłyśmy się w swoje strony. Resztę dnia spędziłam w gronie rodzimy. Wieczorem świętowałyśmy zwycięstwo nad Chorwacją, która jeszcze nie dawno prowadziła w rankingu i nadal jest wyżej od nas.
W finale spotykamy się z Włoszkami, kolejny raz gramy z nimi mecz w tej imprezie. Jednak ich forma się podniosła, to nie te same dziewczyny co 2 tygodnie temu, teraz są lepsze, bardziej skuteczne i szybkie w obronie.
-Wykonałaś świetną robotę.- powiedziała Agnieszka, gdy już miała opuszczać jak reszta siatkarek pokój Sebastiana w którym świętowałyśmy zwycięstwo.
-Gdybyś mi nie powiedziała tych kilku słów przy zmianie, nie poradziłabym sobie.- odpowiedziałam.
-Było dobrze i trzymam kciuki, żeby w finale było jeszcze lepiej i przepraszam za tamto w stołówce.- uśmiechnęła się i wyszła, ja zaraz po niej.
Po udanym finale dostałyśmy dwa dni wolnego, mecz graliśmy w Łodzi, dlatego też wróciłam z Zuźką do domu. Łukasz niestety musiał wracać, bo jutro to chłopaki zagrają z USA,w Katowickim Spodku!

Od rana chodziłam jak na szpilkach, nie mogłam się doczekać jak zobaczę moich orłów w akcji. Szczególnie  mojego misia. Zuzia jakby wiedziała co się dzieje też wcześnie rano wstała i cały dzień patrzyła co robię, nawet ani razu nie zapłakała i nie zaczęła grymasić. mecz miał zacząć się o 20, a do Katowic trzeba było dojechać. O 19.40 byłam już na sali i obserwowałam drużyną USA na rozgrzewce, byli skoncentrowani i pełni wiary że wygrają, miałam nadzieję że te miny szybko spełzną im z twarzy. Chwile potem na rozgrzewkę dołączyli biało-czerwoni, wypatrzyłam Łukasza i pomachałam mu, pokazałam także że będę trzymać kciuki.
Spotkanie nie zaczęło się dla nas dobrze, przegraliśmy pierwszy set 25:15, trener był mocno wkurwiony, popełniali tak proste błędy że niektórzy kibice zaczęli się z nich śmiać. Drugi set też nie był łatwy, przegraliśmy 25:19. Modliłam się, żeby wzięli się za siebie, żeby pokazali pazur. Zobaczyłam Agnieszkę, siedzącą niedaleko mnie, cała we łzach i rozmawiającą z Kadziem, chciałam podejść powiedzieć im żeby się nie przejmowali i grali tak jak umieją, ale wiedziałam że wolą spokój, a Aga też wie co powiedzieć. Patrząc na nią obiektywnie, to jest świetną siatkarką, poszperałam o nie trochę, i okazało się że również w młodości miała problemy, długo nie mogła grać, ale nie poddawała się i robiła to co kocha, tak jak ja. Podziwiam ją, wyjść z nie uleczalnej choroby i zajść tak wysoko. Jej kariera o mały włos nie legła w gruzach a i tak stanęła na nogi, ale musi do dziś uważać, jeden fałszywy krok i naprawdę może zakończyć karierę. Zrozumiałam, że źle ją oceniłam, była świetna, zawsze potrafiłam dobrze podpowiedzieć, zmotywować, dzięki niej naprawdę chciało się grac w tedy kiedy człowiek chciał się poddać. Nim się obejrzałam zaczął się trzeci set, na nasze szczęście nasi wzięli się do pracy i wygraliśmy 23:25, byłam szczęśliwa, nasze marzenia o grze w wielkim finale wciąż były realne. Czwarty set też był nasz, 18:25, został tylko tie-brak. Kilka minut przerwy, punkt za punk, zmiana stron i wielka radość, Spodek odleciał! Wygraliśmy 2:3, udało się jesteśmy coraz bliżej finału, medalu!. Szybko pobiegłam do Łukasza z Zuzią, mocno go ucałowałam.
-Wierzyłam, do końca - powiedziałam po czym zaczęliśmy się całować wszystko stanęło. Czas nas ominął. Liczył się Łukasz i nasza wygrana. Po meczu razem z Kadziem i Agą, poszłyśmy świętować, miałam czas na poznanie jej bliżej, opowiedziałam mi o swojej chorobie i o tym jak walczyła, dzięki temu że był przy niej Łukasz nie poddawała się i walczyła o niego i o siatkówkę, jej drugą miłość. Rozumiałam ją dobrze. Potem ja opowiedziałam jej o swojej drodze do kariery i przez jakie bariery musiałam przechodzić, jak biłam głową o ścianę, żeby spełnić swoje marzenia.
- Ty i ja mamy wiele wspólnego - skomentowała Aga.
- Może zaczniemy nasza znajomość od początku? - spytałam niepewnie.
- Jestem Agnieszka Ackles - podała mi rękę.
- Patrycja Żygadło - uścisnęłam jej rękę.
- Miło mi cie poznać. Myślałam że zostałaś przy swoim nazwisku?
- Mnie też. Tak zostałam, ale dobrze mnie znasz, a w dowodzie mam dwa. A ty co masz za nazwisko, nie polskie, a podobno jest polką - spytałam.
- Tak polką, ale tata jest Amerykaninem, po nim mam, a nie wyszłam za mąż, jeszcze - tu zrobiła nacisk na to słowo, po czym zaczęłyśmy się śmiać - w tedy może zmienię, albo będę mieć dwa.
Przez wiele jeszcze godzin rozmawiałyśmy i wygłupiały, późną nocą, rozjechaliśmy się w swoje strony, wsiadając do auta, myślałam o  mojej nowej przyjaciółce, szybko zasypiając nie martwiłam się już że mam wrogów z zespole, już ze wszystkimi żyłam w zgodzi, a dodatkowo zyskałam wspaniałą znajomą, mam nadzieję że na długie lata.
________________________________________________________
Witam po przerwie. ;) Postów nie dodawałam tak długo, bo była pozbawiona komputera, niestety ;) Trzymajcie się i nie długo już kolejny ;) Pozdrawiam :)