poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 56

Tak jak codziennie wstałam przed 7:00 i poszłam na śniadanie. Dzisiaj miałam dzień wolny od treningu, poświęciłam go na odwiedzenie planu zdjęciowego „Pij mleko, będziesz Wielki!” wraz z moimi przyjaciółmi Sebastianem Świderskich oraz Piotrkiem Gruszką. Nie zawahałam się kiedy dostałam tą propozycję i tu wcale nie chodziło mi o kasę jaką za to dostane, ale zrobiłam to dla dzieci.
Do Warszawy wyruszyliśmy zaraz po wyjściu ze stołówki. Droga minęła szybko, o 9:00 byliśmy na miejscu i zabraliśmy się do pracy.
Przez pół dnia ciężko pracowaliśmy na coś co ma się pokazać już wkrótce w telewizji. Po 6 godzinach męczarni udało nam się stworzyć dzieło.  Wszystkim serdecznie podziękowaliśmy na współpracę i wyszliśmy poza teren planu.
-Nie wiem jak Wy, ale ja umieram z głodu.- powiedziałam nagle, gdy staliśmy już przy samochodzie.
-W sumie to my też.- odpowiedzieli razem.
-No to idziemy na obiadek.- rzuciłam wesoło.
-Oczywiście. Widziałem, że na rogiem jest jakaś restauracja, idziemy?- mruknął Gruszka.
-Pewnie.- zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w drogę.  
-Jak Ci smakowało?- spytał mnie Świder.
-Jak kunie rabarbar.- po tych słowach wybuchliśmy śmiechem, aż ludzie zaczęli się na nas strasznie dziwnie patrzeć, przez co śmialiśmy się jeszcze głośniej. Gdy wyszliśmy z restauracji chodziliśmy jeszcze po Warszawskim rynku. Około 3 godziny później byliśmy w Spale.
Weszłam do swojego pokoju, wzięłam prysznic i wszyłam przed ośrodek posiedzieć na świeżym powietrzu. Wyciągnęłam rękę, na której nosiłam obrączkę w stronę słońca. Złoto mieliło się w promieniach, żółtego słoneczka. Nagle ktoś od tyłu zakrył mi oczy, poczułam wspaniały zapach perfum mojego mężczyzny.
-Witaj Skarbie.- szepnął mi na uszko i dał buziaka w policzek, odwdzięczyłam mu się namiętnym pocałunkiem.
-Cześć.- uśmiechnęłam się. Łukasz usiadł koło mnie.
-Dzwoniłem do Ciebie, nie odbierałaś, albo miałaś wyłączony telefon. Czemu mnie ignorowałaś? Myślałem, że coś się stało.
-Nie potrzebnie. Chciałam po prostu odpocząć, od wszystkiego. Nawet od Ciebie, chyba rozumiesz. Nigdy tak nie miałeś?- puściłam mu oczko.
-Pewnie miałem, ale nie pamiętam. A jak tam Zuzia?
-Rośnie jak na drożdżach, nie wiem czy oni ją tam karmią, jeszcze nie dawno była taka malutka…- rozczuliłam się nad tym. Zuza miała 4 miesiące, było mi żal że nie mogę z nią być na co dzień. Uroki, jakże pięknego spotu, którym jest siatkówka. Tak zadecydowałam, więc pretensje mogę mieć tylko i wyłącznie do siebie. Mocno wtuliłam się w Łukasza. Siedzieliśmy tak sobie, dopóki nie zauważyła nas banda oszołomów.
-Jak pięknie gołąbeczki sobie gruchają. – zaczął Bartman.
-Czy Wy zawsze musicie się czepiać?- powiedziałam, jeszcze spokojnym głosem.
-Czy Wy zawsze musicie się czepiać?- prychnął ZB9.
-Zibi zjedz snicersa, bo jak jesteś głody to zaczynasz strasznie gwiazdorzyć.- zaśmiałam się i podałam mu baton, który akurat miałam w bluzie.
-Uuuu, to Cie teraz Stary pojechała.- powiedzieli Ci, którzy przyglądali się całemu zdarzeniu.
-No już,czekam.- rzuciłam. Bartman wziął gryza, podniósł mnie do góry i zaczął kręcić wokół własnej osi.- Puść mnie!- krzyknęłam.
-Masz za karę, ze mną się nie zadziera.
-Panie Bartman, na litość Boską, a myślałam, że takie rzeczy to tylko w podstawówce.-  powiedziała jedna z Kucharek, która szła przed plac, aby wyrzucić śmieci. Zaśmiałam się Zibiemu prosto do ucha, przez co mnie upuścił.
-Jak śmiesz mną rzucać?! – spytałam żartobliwie siedząc na betonie.
-Jak śmiesz mi piszczeć prosto do ucha?
-Masz za karę, ze mną się nie zadziera.- zaśmiałam się.- Może byś mi chociaż pomóc wstać?- spytałam wyciągając do niego rękę.
-Ale oczywiście, Pani Patrycjo.
-Idź już sobie ode mnie.- wstałam dumna i podeszła do Łukasza.
-Wielka gwiazda się znalazła.- mruknął po nosem.

-Słyszałam, drogi celebryto.- odpowiedziałam i poszliśmy z Łukaszem na spacer…
____________________________________________________________________
 A więc już jest ;) Zastanawiam się ile ja tych rozdziałów napiszę :D Podobał się on Wam? :P