środa, 20 lutego 2013

Rozdział 36


Rozdział 36
Happy Birthday
So make a wish
Please accept my apologies, I wonder what would have been
Would you have been a little angel or an angel of sin?
Tomboy running 'round, hanging with all the guys
Or a little tough boy with beautiful brown eyes...
Would you have been a little genius? In love with math? 
Would you have played in your school clothes and made me mad? 
Would you have been a little rapper like your poppa The Piper?
Would you have made me quit smoking by finding one of my lighters? 
I wonder about your skin tone and shape of your nose
And the way you would've laughed and talked fast or slow
Think about it every year, so I picked up a pen
Happy birthday, love you whoever you would've been
Happy Birthday
(What I thought was a dream)
Make a wish
(Was as real as it seemed)
Happy Birthday
(What I thought was a dream)
Make a wish
(Was as real as it seemed)
(I made a mistake)


Nadszedł sylwester. Jeden z nielicznych dni na które czekam. Jeden minus jaki ma dziś ten dzień to to, że Nikola nie przyjedzie. No ale cóż nie zawsze ma sie to co chce, ale takie jest życie. Było po 9 gdy sie obudziłam, rozejrzałam sie po pokoju a Łukasza nie było, znowu. Jak zwykle go gdzieś poniosło - pomyślałam, ostatnio często go gdzieś wywiewa. Nie chciało mi sie wstawać, wiec jeszcze postanowiłam ze jeszcze poleżę. Gdy w końcu zwlekłam się z lóżka, wzięłam szybki prysznic, upięłam włosy w kok. Postawiłam na krótkie kremowe szorty i czarny podkoszulek. Gdy zakładałam podkoszulek popatrzyłam na swoje zaokrąglone juz po woli podbrzusze, mino ze to dopiero 3 miesiąc, to juz delikatnie to widać, no ale cóż urok bycia chudą.
- Mamusia cię kocha, tatuś zresztą też - powiedziałam głaszcząc brzuch. Zaczęłam sobie wyobrażać jak może wyglądać, czy to będzie dziewczynka jak chce Łukasz, czy chłopczyk, na którego ja czekam. A zresztą jest mi to obojętne, i tak będę je kochać, nie ważne jakie będzie. Wyobraziłam sobie dziewczynkę z czarnymi loczkami i dużymi brązowymi, bardzo pięknymi oczami, jak jej tatuś. Potem pomyślałam jak może wyglądać chłopczyk. Na pewno będzie silny, i będzie miał moje oczy, ciemne i tajemnicze, jak kiedyś określił je Łukasz. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi, pobiegłam otworzyć.
- Pani Patrycja Steżyk? - zapytał kurier. Ciekawe co ma dla mnie.
- Tak to ja - odpowiedziałam po czym wbiłam wzrok w kuriera.
- Proszę to podpisać - podał mi długopis, szybko podpisałam w wyznaczonym miejscu. Kurier sięgnął po coś za próg i oto moim oczom ukazał się ogromny bukiet różnych kwiatów, rozpoznałam tylko niektóre, ale był przepiękny, a zapach jak w raju. Kurier podał mi jeszcze mała kopertę i powiedział ze od nadawcy. Podziękowałam po czym kopnięciem zamknęłam drzwi. Nie wiedziałam gdzie idę, bo bukiet nie dość że był ogromy to jeszcze ciężki. Postawiłam go na stole w kuchni i zabrałam się za czytanie liściku. Koperta była koloru pergaminu, z wytłoczonymi serduszkami.
''Dla kobiety, która swoja aurą rozjaśniła moje szare życie. Dziękuje że jesteś. Nie potrafię wyrazić słowami tego jak mocno cię kocham.
PS. Te kwiaty to taki mój mały wyraz miłości.
                                                                                                    Twój na zawsze...
                                                                                                                       Łukasz''
Wzruszyłam się to czytając. W podzięce zrobiłam Łukaszowi pyszny obiad. Po skończonym gotowaniu, umyłam brudne naczynia, posprzątałam cały dom, a ze było juz po 13, miałam zamiar iść do najbliższego monopolowego, kupić alkohol na dzisiejszą imprezę. Przecież nie pójdę na sylwestra z pustymi rekami. Gdy zakładałam buty, usłyszałam szczęk zamka.
- Cześć - przywitał się całując mnie Łukasz.
- Do monopolowego - odpowiedziałam i popatrzyłam z zaciekawieniem na siatki. - Co tam masz?
- Zapasy - odpowiedział uśmiechając się. - Nie musisz już iść, kupiłem piwa i szampany.
- Czemu tak długo cię nie było? - spytałam gdy weszliśmy do kuchni.
- Zaraz ci pokażę, dlaczego, znalezienie tego zajęło mi prawie 2 godziny. Aż potrzebowałem pomocy - powiedział po czym wyszedł. Po chwili wrócił z dwoma pudełkami.
- Otwórz - powiedział. Szybko uporałam się z mniejszym, zdjęłam pokrywę i ukazały mi się przepiękne czarne szpilki, a od środka wyścielała je miękka czerwona tkanina. Nie mogła napatrzyć się na te buty, były przepiękne.
- Boże Łukasz, one są cudowne - rzuciłam mu się na szyje - ale nie mam do nich odpowiedniej sukienki.
- Dlatego jest większe pudło - podał mi je. Szybko zajrzałam do środka. Moim oczom ukazała sie piękna czarna sukienka. Wyjęłam ją z opakowania. Była na szerszych ramionach, sięgała mi do kolan i idealnie pasowała do butów. Z tyłu miała wielką kokardę, cała była z delikatnej w dotyku skóry.
- Kto ci pomógł wybrać takie cudo? - zapytałam, i szybko go objęłam.
- Pojechałem do Łódzkiej galerii, nie miałem na początku pomysłu co ci kupić, było tyle pięknych sukienek, ale chciałem taką żeby ci się spodobała i była oryginalna. Po pół godziny chodzenia, spotkałem Agnieszkę..
- Jarosz? - spytałam wchodząc mu w słowo.
- Tak - uśmiechnął się i mnie pocałował, po czym kontynuował - od razu wiedział o czym myślę i pomogła mi ją wybrać. Gorzej było z butami, nie mogliśmy odpowiednich znaleźć, żeby pasowały do sukienki, ale się udało - mocno go uściskałam i namiętnie pocałowałam.
- Dziękuje, jesteś kochany, za bukiet też dziękuje - pocałowałam go i szybko wstałam. - Zrobiłam ci pyszny obiad.
Gdy Łukasz poszedł jeść, ja poszłam przygotować mu garnitur, ładnie go wyprasowałam i powiesiłam na wieszaku. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc położyliśmy się na kanapie i oglądaliśmy filmy. Nim się obejrzeliśmy była już 18. Szybko się przebraliśmy, spakowaliśmy alkohol, ciasta i ruszyliśmy do Łodzi, na nasz pierwszy wspólny sylwester. Chwile przed 20 byliśmy w domu Jaroszów. Otworzyła nam Agnieszka, którą mocno wyściskałam, za wybranie sukienki. Kuby jeszcze nie było, jak powiedziała Aga, pojechał dopełnić zapasy, gdyż nigdy nie wiadomo ile wypiją te wielkoludy, a że będzie cała reprezentacja, to może jeszcze nie starczyć. Po 21 byli już wszyscy, atmosfera była nieziemska, poznałam resztę reprezentacji i musze przyznać, że ci goście tryskają energia i poczuciem humoru jak nikt kogo znam. Wspaniali ludzie, naprawdę. Muzyka leciała głośno, tańczyłam chyba z każdym, ale najlepiej tańczyło mi się z, oprócz Łukasza z Winiarem i Gumą. Wspaniali tancerze. Na przyszłość, będę wiedzieć, żeby nie tańczyć z Igłą, jego cięte riposty sprawiały że zamiast tańczyć, nie mogłam przestać się śmiać. I tak było cudownie. Gdy już prawie wybiła północ, wyszliśmy na taras, aby podziwiać sztuczne ognie. Wtuliłam się w Łukasza i zaczęło się wielkie odliczanie. 3... 2.. 1... Wszyscy razem głośno krzyknęliśmy 'Szczęśliwego Nowego Roku'. A po chwili byłam już w objęciach Łukasza, nasze namiętne pocałunki nie były jedynymi, wszystkie pary czerpały radość, z tego że ich ukochana osoba stoi obok nich. Miałam nadzieję ze ten, nowy rok, będzie jeszcze piękniejszy niż stary.
Impreza skończyła się grubo po 3 nad ranem. Ci którzy mieszkali blisko, rozjechali się w swoje strony, albo do łódzkich hoteli. W domu gospodarzy zrobiło się luźno. Ja z Łukaszem zostaliśmy, zresztą nawet ja nie byłam w stanie prowadzić, choć nic nie piłam. Nie miałam problemu z zaśnięciem, wtuliłam się już w śpiącego Łukasza i nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. To był najlepszy i najpiękniejszy sylwester w moim życiu. Oby było więcej takich.
__________________________________________________________________________________
Tak jak obiecałam dodaje dzisiaj, nowy rozdział, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ktoś mi pomagał go pisać, ale sama wam nie powiem kto, musicie się domyśleć. Podpowiem tylko, że często komentuje moje wypociny i zawsze mnie wspiera. Za co tej osobie serdecznie dziękuje. 
Pozdrawiam. 
P.S następny rozdział dodam w piątek :)