sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 59


Ująłeś moją dłoń,
Moje serce szybciej zabiło,
Blask twój mnie zalał,
Świat mi przysłonił…
Twoje miejsce jest tu,
U boku Mojego,
Ale wiecznie trwać nie będziesz,
Wiem to…
Cień światło przykryje,
Odejdziesz stąd,
Pustkę pozostawisz,
Moje serce bić przestanie…
Lecz mimo to,
Ja kochać Cię będę,
Znam swoje miejsce – Twoje miejsce,
Gdzie kwiat magnolii kwitnąć będzie…


Świętowania nie było końca, wszyscy byli szczęśliwi, każdy świętowali za najbliższymi którzy przyjechali na finał. Ja świętowałam w małym gonie, Łukasza, Zuzi, Pawła, Kadzia i Agi, która stała się moją najlepszą przyjaciółka, mimo naszych trudnych początków. Na pięciu szampanach się nie skończyło, a trzeba było wstać na samolot do kraju. Rano wszyscy na litrach kawy powlekliśmy się na lotnisko, usiadłam miedzy Łukaszem i Pawłem, wzięłam Zuzię na kolana i po chwili obydwie słodko spałyśmy. Obudził nas dopiero Łukasz.
- Zaraz lądujemy – powiedział delikatnie całując mnie w policzek. Przetarłam oczy i dałam Łukaszowi Zuzię, która mimo pobudki znów słodko zasnęła. Pomogłam Łukaszowi założyć nosidełka z małą, nawet się nie poruszyła. Ledwo wysiedliśmy a już usłyszeliśmy polskich kibiców śpiewających: BIAŁO-CZERWONE TO BARWY NIEZWYCIERZONE!!! Na naszych zmęczonych twarzach od razu pojawiły się uśmiechy. Gdy tylko pojawiliśmy się w głównym holu lotniska Chopina w Warszawie, kibice zaczęli śpiewać hymn polskiej siatkówki:

W stepie szerokim, którego okiem,
Nawet sokolim nie zmierzysz.
Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa,
Pieśni o małym rycerzu!

To było coś, usłyszeć to od wiernych fanów którzy przybyli by nas powitać, od naszych wiernych kibiców. Przypomniały mi sie czasy gdy sama byłam kibicem, gdy przyjeżdżałam witać naszych, to samo ich śpiewać, gdy marzyłam by stać tu gdzie stoję, w gronie zwycięzców. Moje marzenie ziściło sie po trzykroć, nie dość że byłam siatkarką, i to naprawdę dobrą, miałam kochającego męża i cudowną córkę. Marzyłam by tak już na zawsze było.
Po przemowach trenerów, kapitanów, przyszedł czas na udzielanie wywiadów, niestety nie udało nam się ucięć od nich, ale z drugiej było przyjemne odpowiedzieć na kilka pytań. Po trzech męczących godzinach w końcu mogliśmy rozjechać się do domów. Na szczęście Paweł zostawił na lotnisku samochód, wiec nie mieliśmy problemów z transportem. Byłam tak zmęczona że przespałam całą drogę, obudziła mnie dopiero Zuza domagając się jeść. Zaraz jak dotarliśmy do domu, położyłam Zuzię do łóżka i poszłam pod prysznic, który trochę mnie obudził. Sił miałam tylko tyle by zrobić coś dla nas na kolację i potem runęłam na łóżko, nawet nie pamiętałam kiedy zasnęłam. Obudziłam się koło 12, Łukasz robił obiad.
- Dawno wstałeś - spytałam gdy weszłam do kuchni.
- Trochę - powiedział nakładając mi mięso na talerz.
- Zuzia śpi?
- Jak zabita, przebudziła się rano,  zjadła coś i dalej śpi - powiedział siadając obok mnie - co powiesz na wakacje?
- Bardzo chętnie, ale nie mam siły myśleć gdzie by pojechać - odpowiedziałam dłubiąc widelcem.
- Może Hiszpania? - popatrzyłam szeroko otwartymi oczami na Łukiego.
- Naprawdę?
- Tak już wszystko załatwione, samolot mamy jutro o 8 - ledwo dokończył a ja rzuciłam mu się na szyję. Nie mogłam uwierzyć że zobaczę Nikolę, po takiej przerwie, prawie zapomniałam jak wygląda.
- Dziękuje, dziękuję, dziękuje! - pocałowałam go namiętnie.
- Może dokończymy to w sypialni? - zaproponował Łukasz, nie sprzeciwiłam się, Łukasz wziął mnie na ręce i po chwili byliśmy już w sypialni. Do końca dnia nie robiliśmy nic, całkowicie się relaksując. Wstaliśmy bardzo wcześnie, spakowaliśmy się i wsiedli do samochodu. O 7 byliśmy już na Katowickim lotnisku, odprawa odbyła się błyskawicznie i już przed 8 siedzieliśmy na pokładzie samolotu. Zuzia od razu zasnęła, był kochana, nigdy nie robiła problemów i jak jej mam kochała spać, była słodka.
Lot minął nam spokojnie, cały czas rozmawialiśmy, byłam strasznie podekscytowana, nie mogłam się doczekać jak wpadnę w jej ramiona, była dla mnie jak siostra. Gdy tylko wysiedliśmy zaczęłam rozglądać się nerwowo szukając jej wzrokiem. Po chwili ją zobaczyłam, na rękach miała swojego synka Kacpra.
- Nikola! - wydarłam się na pół lotniska, ludzie dziwnie zaczęli na mnie patrzeć, ale mnie to nie obchodziło, szybko podbiegłam do niej i mocno ją uściskałam. Stałyśmy chyba tak chwile, ciesząc się swoją obecnością.
- Boże ja się  za tobą stęskniłam - powiedziała, gdy ją puściłam.
- Ja bardziej.
- Nie ja.
- A wcale że nie, bo ja. Koniec kropka - my i nasze przekomarzania, zawsze gdy nie widziałyśmy się dłużej to samo robiłyśmy, pod tym względem nie wydoroślałyśmy.
- Opowiadaj - powiedziałam - o wszystkim co się działo.
- Ty pierwsza, twoja historia jest ciekawsza - zaprotestowała, już miałam odpowiedzieć, gdy przerwał nam Łukasz.
- Nie chcę Panią przeszkadzać, ale czy mogły by mi Panie pomóc, szczególnie Ty moją kochana żoneczko - gdy to mówił nie mogłam się potrzymać i zaczęłam się śmiać, Nikola zresztą też. Zabrałam od Łukasza walizkę i torbę, gdyż niósł Zuzię, która przebudziła się i zaczęła rozglądać.
- Chodźcie, pojedziemy do mnie i wszystko sobie opowiemy - zaproponowała.
- Jestem za - odpowiedziałam, gdy usadowiliśmy się w jej BMV, tak na marginesie czarnego i bardzo gustownego, Nikola zaczęła opowiadać, jak żyje jej się w Hiszpanii, że na początku musiał przywyknąć to wolniejszo tempa życia, zauważyła że Polacy żyją strasznie szybko, wszędzie się spieszą, za to Hiszpanie wolą się spóźnić, nie spieszy im się nigdzie, chyba że na samolot, lub pociąg. Opowiedziała że na początku miała problem ze znalezieniem klubu, który by ją chciał, teraz już gra w FC Barcelona Femenino, razem z Patrykiem, który także gra w FC Barcelona. Gdy dojechaliśmy do jej domu, zatkało mnie. Ogromy dom, z parterem, I piętrem i poddaszem, w tym domu cała nasza kadra mężczyzn by się zmieściła, nie mówiąc o kobietach. Do tego ogromny ogród, zmieściło by się na nim boisko do siatkówki i małe trybuny. Zawsze marzyłam o takim domku, ale i tak kochałam nasz. Nasz azyl.
- Rozgośćcie się, głodni? - spytała gdy weszliśmy do dużej i jasnej kuchni.
- Trochę, odpowiedziałam.
- Zaraz coś wam zrobię, chodźcie do swojego pokoju - zaprowadził nas na samo poddasze, do dużego brzoskwiniowego pokoju, stało w nim duże łóżko, duża szafa i łóżeczko dziecięce - wstawiliśmy wam łóżeczko dla Zuzi, Kacper ma większe więc pomyślałam że wam się przyda. Łazienka jest obok, wiec będziecie mieli ją dla siebie, pomyślałam że będziecie chcieli trochę prywatności.
Uściskałam ją i usiadłam na łóżku.
- Piękny dom, nie to co nasz - powiedział Łukasz.
- Nasz jest także piękny bo nasz - powiedziałam podchodząc do niego, mocno go przytuliłam - dziękuję że to załatwiłeś.
- Nie ma za co - zaczęliśmy się rozpakowywać, Zuzia cały czas obserwowała nas swoimi wielkimi oczami. Po chwili zawołała nas Nikola. Zeszliśmy i usiedliśmy przy dużym stole w jadalni.
- Gdzie Patryk? - spytałam po skończonym posiłku.
- Jest na wyjeździe, jutro gra ostatni mecz z Milanem - powiedziała. Usiedliśmy w salonie, i przez jeszcze długie godziny rozmawialiśmy, nim się obejrzeliśmy wybiła północ, poszliśmy do swojego pokoju. Przytuliłam mocno Łukasza i z uśmiechem na twarzy zasnęłam, byłam szczęśliwa. I nie tylko z powodu Łukasza, ale z tego ze widziałam się również z Nikolą.

Puedo vivir
Como en un cuento,
Si estoy contigo,
Que revive
a cada página
El Amor...

- Kocham cię Łukasz...





____________________________________________________________________
Witajcie, miałam wstawić po meczu, ale byłam tak smutna że nie dałam rady, mam nadzieje że jutro dadzą z siebie wszystko i wygramy!!! Ja w to wierze, jutro kolejna część przygód Patrycji w Hiszpanii :) Pozdrawiam


1 komentarz:

  1. miałam skomentować wcześniej , ale stwierdziłam , że skomentuje na ostatnim . :) Cudowny blog :)

    OdpowiedzUsuń