czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 61


- Chciałam Cię zaprosić, za dwa dni na takie jakby przyjęcie – powiedziała nie pewnie Agnieszka.
- Z jakiej okazji? – spytałam.
- Dowiesz się jak przyjdziesz, będziesz? – spytała pełna nadziei.
- Gdzie?
- W kościele Santa Maria del Pi, o godzinie 12. Będziesz?
- W kościele? Przyjecie? Porąbało cię? – spytam zdziwiona, co ona planowała, wiem że ma dziwne pomysły, ale tego bym się nie zdziwiła.
- Tak to taka msza, ubierz się ładnie, weź Łukasz i kogo tam jeszcze chcesz, mnie obojętnie, a fajnie jak poznam więcej ciekawych osób.
- Dobrze, wezmę przyjaciółkę, a Zuzia może iść?
- Jasne, jak tylko chcesz je wziąć – powiedziała po czym się rozłączyła. Co ona znowu wymyśliła? W salonie siedziałam jeszcze jakąś godzinę, po czym zrezygnowana poszłam na górę. Przechodząc koło jej pokoju, stanęłam i nasłuchiwałam, zapukałam. Brak odzewu, zapukałam znowu, nadal cisza, szarpnęłam lekko za klamkę i weszłam do pokoju. Nikola spała na łóżku, odwrócona tyłem do drzwi. Podeszłam do niej i nakryłam kocem, nawet nie drgnęła. Zostawiłam uchylone drzwi i poszłam do siebie. Opowiedziałam Łukaszowi o telefonie Agi.
- To w cale nie jest głupi pomysł – powiedział, popatrzyłam na niego krzywo – pójdą z nami i może to coś da, może znowu się zbliżą do siebie? – Łukasz miał rację, pójcie na te msze czy cokolwiek to było mogło im pomóc, zaszkodzić to już chyba nie mogło. Zgodziłam się na jego plan, postanowiłam ze jutro im wszystko powiem. 
Na drugi dzień wstałam wcześnie, nie mogąc spać. Przebrałam i umyłam Zuzie, która obudziła się równo ze mną i poszłyśmy razem na śniadanie. Siedząc bezczynnie narobiłam wszystkim śniadanie, tak jak lubią. Około 10 wstał Łukasz, zaraz za nim Nikola i Patryk, wszyscy zeszli do kuchni zwabieni aromatem świeżej kawy. W ciszy zjedli śniadanie, postanowiłam przerwać tę grobową cisze.
- Jutro na 12 wychodzimy – zaczęłam, Nikola i Patryk popatrzyli na mnie dziwnie – tak, wszyscy, idziemy do kościoła, dostałam zaproszenie od przyjaciółki z drużyny. Bez gadania, macie się ładnie ubrać – byłam stanowcza, a raczej taką grałam. Po obiedzie pojechałyśmy z Nikolą na zakupy, nie pomyślałam żeby brać ze sobą cos odświętnego, kto by przypuszczał? Wybrałam jedwabną sukienkę, w kolorze brzoskwiń z śmietaną, była piękna, do tego czarne skórzane wysokie szpilki, takie jak lubiłam. Nikola kupiła sobie oliwkową krótką sukienkę i białe szpilki, niższe niż moje, ni lubiła wysokich.  Gdy wróciłyśmy do domu, kolacja na nas czekała. Po kolacji szybko poszłam się umyć i poszłam spać.
Obudziłam się o 7, wstałam i zaczęłam się szykować, zbudziłam Łukasza, on jak zwykle szybko się umył i założył garnitur, świetnie w nim wyglądał. Po 11 wyszliśmy z domu, i pojechaliśmy pod kościół. Wiele ludzi już było zgromadzonych, w tym jak się okazało kilku siatkarzy. Podeszliśmy do nich.
- Wy tez tu? – spytał Łukasz witając się z nimi.
- Bardzo śmieszne, jak może nas nie być? – zapytał Igła robiąc dziwną minę – musimy tu być, przecież nie wiemy kto będzie drużbą.
- Drużbą? – zapytałam zdziwiona.
- To wy nie wiece po co tu jesteście? – zapytał Igła coraz bardziej się śmiejąc.
- Ślub? – zapytaliśmy równocześnie z Łukaszem – Kto?
- Boże – Igła zrobił face palma, reszta siatkarzy zaczęła się śmiać – Agnieszka z Łukaszem, nasza Agusia z Kadziem. Dotarło?
- Chyba jeszcze nie – powiedziałam zdziwiona. Gdy trochę do nas dotarło całe wydarzenie, przedstawiliśmy siatkarzom Nikole, Patryka i Kacpra. Przywitaliśmy się także z dziewczynami z drużyny, które zdołały tu dotrzeć. Okazało się ze tylko my o niczym nie wiedzieliśmy. Punktualnie o 12 zaczęła się cała ceremonia. W takt muzyki weszła Agnieszka w przepięknej sukni, która idealnie podkreślała jej kobiecie kształty. Miała pięknego warkocza, plecionego z boku głowy, jej brązowe loki spływały po plecach. Delikatny makijaż podkreślał naturalne piękno, ta dziewczyna nie potrzebowała makijażu by być piękna. Czekoladowe oczy błyszczały spod gęstych i długich rzęs, a delikatny błękit na oczach podkreślał jej jedwabistą skórę. Gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Zrobiłam to samo. Prowadził ją wysoki, zielonooki brunet, jedyne co ich łączyło to to, że oboje mieli jasną i delikatna cerę, ale na marginesie był bardzo przystojny. Podał rękę Agi Łukaszowi i odszedł na bok. Okazało się że miałam być jej drużbą, a Łukasz Kadzia. Cała ceremonia przebiegła szybko, gdy padły słowa – ‘Ogłaszam was mężem i żona’ wszyscy wstali i zaczęli bić brawo, młodzi małżonkowie nawet nie czekali na pozwolenie tylko od razu się pocałowali. Stojąc i klaskając przypomniał mi się mój własny ślub, może nie był tak wystawny jak ten, ale mnie w zupełności wystarczał. Po wyjściu z kościoła Aga podbiegła do mnie.
- Boże jak się cieszę ze przyszłaś – powiedziała ściskając mnie mocno, miała krzepę to trzeba jej przyznać.
- Gdybym wiedziała to bym się zastanowiła – popatrzyła na mnie – jasne ze bym przyszła. Przecież to ty mnie zaprosiłaś. Ale czemu wcześniej nie powiedziałaś mi że się zaręczyliście.
- Nie chciałam wzbudzać sensacji, a po za tym, chyba ważniejszy jest ślub? – powiedziała oglądając obrączkę – pamiętasz jak świętowaliśmy? – kiwnęłam głową – Byłaś już mocno zmęczona z reszta ja tez, gdy wróciliśmy do swoich pokoi Łukasz zaciągnął mnie do swojego i mi się oświadczył, powiedział że miał zrobić to wcześniej ale się bał ze odmówię, na początku myślałam że jest pijany, ale powiedział to wszystko bez zająknięcia i miał przy sobie pierścionek – pokazała mi pierścionek zaręczynowy na prawej ręce.
- Co za romantyczne – powiedziałam z przekąsem – czemu nosisz obrączkę na lewej ręce nie na prawej?
- Na lewej jest prawidłowo, to od serca – uśmiechnęła się. Gawędziliśmy jeszcze przez jakiś czas, potem przyszedł czas na udanie się na wesele. Wszystko odbyło się w pobliskiej restauracji, była ekskluzywna i wystawna. Było przeróżne jedzenie, i było tego dużo, jednak jak się okazało było i tak za mało, siatkarze i siatkarki jedli za trzech, równocześnie spalając wszystko w tańcu. Siedziałam koło Agnieszki, mimo że co chwila wyrywał nas ktoś do tańca, to cały czas rozmawiałyśmy. Gdy opowiedziałam jej że Nikoli i Patrykowi się nie układa, popatrzyła na mnie i powiedziała:
- Być może tak było.
- Nie tak było tylko tak jest – zaprzeczyłam.
- Pati popatrz się na nich i powiedz że się mylę – popatrzyłam w te samą stronę co ona.  Miała rację, Nikola i Patryk tańczyli razem mocno się przytulając i rozmawiając. Gdy ich takich ujrzałam ulżyło mi, nie musiałam się już o nich martwić, było dobrze.
- Masz rację – powiedziałam do Agi, ona za to się uśmiechnęła. Gdy Nikola usiadła podeszłam do niej, nie musiałam nic mówić, rozumiałyśmy się bez słów.
- To była tylko chwilowy zgrzyt, wszystko już w porządku – uśmiechnęłam się do niej.
- Wyjaśniliście sobie wszystko?
- Tak – powiedział Patryk stając za mną – zrozumiałam że się pomyliłem, zgubiłem drogę, a ona jak zwykle mnie na nią naprowadziła. Jest moim światłem – powiedział po czym ucałował ją. Odeszłam uśmiechnięta i poszukałam Łukasza. On także zauważył że się pogodzili. Resztę wieczoru tańczyłam z Łukaszem, długo rozmawialiśmy, o wszystkim. Gdy dzieci zaczynały zasypiać zebraliśmy się i pojechali do domu. Obiecałam Adze ze zadzwonię. Do domu wróciliśmy po 12, szybko przebrałam Zuzię i sama poszłam pod prysznic, Łuki w ten czas zdążył już zasnąć, weszłam do łóżka i nim się zorientowałam zasnęłam kamiennym snem.
Wstała na obiad, który robiła Nikola razem z Patrykiem, oboje dobrze gotowali i dobrze im to wychodziło. Mimochodem dzień naszego wyjazdu zbliżaj się nie ubłaganie, nie chciałam z jednej strony jechać, chciałam mieszkać blisko Nikoli, mojej prawdziwej przyjaciółki, ale ani ona ani ja nie porzucimy sportów które kochamy, jej drugą miłością jest piłka, moją siatkówka, pochodzimy z różnych światów, ale jednak bardzo bliskich. Dwa tygodnie to za mało by nacieszyć się jej towarzystwem, bałam się o nią, a jednak wiedziałam ze da sobie radę. Przypomniały mi się kiedyś jej słowa, jeszcze z czasów dzieciństwa: ‘Bardziej od pieniędzy potrzebujesz miłości, miłość to siła nabywcza szczęścia. Nie maż o sławie, ona przyjdzie i będzie, a miłość może w każdej chwili odejść.’
Zgadzam się z jej słowami, miłość trzeba codziennie pielęgnować, inaczej można ją szybko zaniedbać. Choć bardzo chciałabym ją jeszcze zobaczyć, to miałam dziwne przeczucie że już jej nie zobaczę, a przynajmniej nie prędko. 
Nadszedł dzień naszego wyjazdu, obie z Nikolą płakałyśmy cały dzień, o 16 mięliśmy samolot. Na lotnisku byłyśmy po 14, dzięki temu miałyśmy jeszcze czas na rozmowę. Obiecałam jej ze zadzwonię, i że będę śledzić wyniki jej i Patryka, obiecała mi to samo. Gdy przyszedł czas na pożegnanie nie mogłyśmy się od siebie oderwać, Łukasz musiał robić to na siłę. Stojąc w kolejce na odprawę przypomniały mi się jej słowa: ‘Nie potrzeba ci pieniędzy, tylko miłości. Miłość prowadzi do szczęścia. Nie szukaj sławy, ona przyjdzie, za to miłość trzeba pielęgnować, bo szybko może odejść’. Zgadzam się z jej słowami, miłość jest ulotna i nie trwała, za to sława będzie długo i nie trzeba szczególnie się o nią troszczyć. Popatrzyłam na nią, wciąż tam stała i mi machała, płacząc. Było moją siostrą, której nigdy nie miałam. To nie więzy krwi czynią cię z kimś rodziną, tylko jego czyny, albo zasłuży, albo nie. Ona zasłużyła na to, zawsze przy mnie była, od dziecka, podawała mi rękę gdy przewracałam się, gdy doznawałam kontuzji i nie mogłam grać, stała obok mnie czekając aż przejdzie mi złość, spełniała moje prośby, nigdy się nie skarżyła, nigdy. Patrząc w jej oczy widziałam lata naszej znajomości, nasze wszystkie kłótnie, wzloty i upadki, wiele razy potykałyśmy się w życiu, ale zawsze podnosiłyśmy się, otrzepywały i szły dalej z jeszcze większą determinacją. Łukasz musiał ciągnąć mnie za sobą, inaczej pobiegła bym znowu do niej. Zamykające się drzwi po odprawie, zamknęły część naszej wspólnej historii, była ona długa. Były w niej momenty tragiczne, ale i śmieszne, zawstydzające, ale także które przepełniały nas dumą. Gdyby wszystko to spisać, wyszła by z tego bardzo gruba książka, ciekawa i wciągająca.
W samolocie długo myślałam nad naszą opowieścią, ‘Pati i Nikola – dwie dziewczyny, które podbiły świat’. Tak mogła by nazywać się nasz książka i pewnie by tak było. Zmęczona i smutna zasnęłam. Obudziło mnie dopiero lądowanie. Wychodząc na główną płytę lotniska odetchnęłam Polskim powietrzem, było inne, ale jednak moje.
- Brakuje mi jej – powiedział do Łukasza, oddychając głęboko.
- Pewnego dnia znowu się spotkacie – powiedział pąkując bagaże do auta.
- Not yet, not yet
Pewien rozdział się skończył, by nowy mógł się napisać. Czas na nowe przygody i wazwania…






Perspektywa Agnieszki:
- Czemu ją okłamałaś – zapytał Łukasz leżąc obok mnie.
- Nie wiem, bałam się jej powiedzieć prawdę – popatrzyłam na niego – czy musimy teraz o tym rozmawiać?
- Nie, ale jestem ciekaw.
- Bałam się jej przyznać, nie wiem ile mi zostało, miesiąc, rok, 10 lat, może nawet jeden dzień. Chcę spędzić tę noc jakby to była moja ostatnia, jakby nie było jutra – popatrzyłam mu głęboko w oczy. Uśmiechnął się i mnie pocałował. Pocałunek był namiętny i gwałtowny, dzięki niemu oderwałam się od bolesnej prawdy. Nie zastanawiałam się już co będzie, wiedziałam co jest. Łukasz był ze mną i przy nim jestem bezpieczna, szczęśliwa i nareszcie jestem jego żoną, marzyłam o tym długo, od momentu gdy się dowiedziałam. To był ten facet, ten z których chciałam spędzić resztę swojego życia. I tak będzie.
W KOŃCU ZNALAZŁAM SWOJEGO KSIĘCIA Z BAJKI!




______________________________________________________________
No to koniec mojego fragmentu opowieści, mam nadzieję ze moja twórczość podobała wam sie :) nie bedę owijać w bawełnę i lecę na swojego bloga: http://w-pogoni-za-swoimi-marzeniami.blogspot.com/ wpadajcie czasem :)

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 60


Se dice que algunas vidas
están vinculados a través del tiempo.
Conectados por una antigua vocación
que resuena a través de las edades.
Suerte...


Następny dzień minął nam przyjemnie i bardzo wesoło. Prawie cały dzień siedziałam z Nikolą, albo pomagałam jej w kuchni, albo po prostu siedziałyśmy w ogrodzie i rozmawiałyśmy. Na jutro zaplanowałyśmy zakupy i zwiedzanie. Wieczorem obowiązkowo zasiedliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy zmagania FC Barcelony z AC Milanem. Po pierwszej przerwie, Barca prowadziła 2-0. Ale zaraz na początku drugiej połowy, przez nie uwagę bramkarza Milan szczelił gola. Od tego momentu bardzo się pilnowali i grając w skupieniu podwyższyli wynik na 3-1. Ostatni gwizdek sędziego definitywnie zakończył mecz, a my bardzo się ucieszyliśmy, szczególnie Nikola. Następnego dnia jak zaplanowaliśmy pojechaliśmy na zakupy, Zuzię i Kacpra zostawiliśmy pod opieką koleżanki Nikoli, Carmen. Zaczęliśmy od zwiedzania centrum, Nikola pokazywała nam najciekawsze miejsca, w tym sam stadion, dzięki niej weszłam na swój ulubiony stadion i stanęłam na murawie, mogłabym tam już zostać. Do domu wróciliśmy dopiero po 20, nie było sensu wlec się o tej porze po dzieci, więc postanowiliśmy że odbierzemy jej jutro gdy skończymy zwiedzać. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać, zasnęłam od razu. Rano dźwięk budzika nastawionego na 6 wwiercał mi się w czaszkę, miałam ochotę rzucić nim o ścianę. Szybko jednak wstałam, ściągając z łóżka zaspanego Łukasz i pojechaliśmy na kolejny podbój miasta. Na obiad wpadliśmy do restauracji którą poleciła nam Nikola: ‘El Aguila Roja’. Były tam serwowane dania typowo hiszpańskie, ale także z różnych krajów. Ponieważ nie wiedzieliśmy jakie potrawy z kuchni tradycyjnej znajdują się w karcie, nie przez nieznajomość hiszpańskiego, no oprócz Łukasza, który władał tylko podstawowymi zwrotami, to Nikola zamówiła dla nas posiłek. Były to m.in.: paella, gaz pacho, chuleta de cerdo, tortilla francesa, a także różnego rodzaju tapas i serranito. Do pica obowiązkowo wino. Jedzenie było przepyszne, Nikola powiedziała również, że można zamówić jedzenie do domu, co bardzo mi się spodobało. Wracając zahaczyliśmy do centrum handlowego, Łukasz był bardzo zadowolony że pozwalamy mu zostać w samochodzie, nigdy nie lubił zakupów, jak typowy facet. Po dwóch godzinach szperania i chodzenia, kupiłam sobie czerwona sukienkę na ramiączkach i do tego żakiet, beżowe, zielone i niebieskie rurki i kilka bluzek, Nikola także poszerzyła swoją garderobę. Do domu razem z zakupami i dziećmi wróciliśmy po 18. Dzieci po kolacji od razu zasnęły, wiec mieliśmy trochę czasu dla siebie. Wzięliśmy leżaki i poszliśmy posiedzieć sobie na tarasie. Niebo było piękne, czyste, bez jednej chmury, dzięki temu widzieliśmy gwiazdy i duży księżyc. Z racji ze wieczór był upalny, siedzieliśmy tak prawie do 12.  Ponieważ koło południa wracał Patryk, od samego rana Nikola chodziła rozkojarzona, stęskniła się za nim, nie dziwie jej się i bardzo dobrze ją rozumiem. Po 13 rozległ się dźwięk dzwonka, Nikola poszła odtworzyć.
- Hej – usłyszeliśmy głos Patryka.
- Hej – odpowiedziała. Po kilku minutach, weszli do kuchni.
- Cześć Pati – przywitał się – nic się nie zmieniłaś, no prawie.
- Ty też nie – powiedział gdy mnie puścił – nabrałaś krzepy.
- No a jak.
- Siemka Łuki – Patryk zwrócił się do Łukasza – dobrze cię widzieć stary.
- I wice wersa.
Widać było że Nikola nie może się doczekać, aż zostaną sami, ale Patryk koniecznie chciał pogadać z Łukaszem. Zostawiłyśmy ich więc, i poszły na górę, do ich pokoju. Włączyłyśmy telewizor i gadałyśmy. Po godzinie przyszedł Patryk i zmyłam się do swojego pokoju, Łukasz już na mnie tam czekał, leżał na łóżku ze smutną miną.
- Co się stało? – spytałam kładąc się obok.
- Nic – odwrócił się do mnie tyłem.
- Przecież widzę – naciskałam.
- Dasz mi spokój? – powiedział i poszedł do łazienki, nie było go jakieś pół godziny, cały czas leżałam i czekałam aż wróci. Gdy wszedł do pokoju, stanął w drzwiach i popatrzył na mnie smutno.
- Gadałem z Patrykiem – zaczął nie pewnie – potrzebował rady, myślałem że potrafię mu pomóc, doradzić, ale nawet nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Co ci powiedział – powiedziałam podchodząc do niego i mocno go przytuliłam, dodając otuchy.
- Powiedział że chyba nie kocha już Nikoli, ze miłość go opuściła – nie potrafił powiedzieć nic więcej.
- Powiedział że chce rozwodu? – dokończyłam przerażona.
- Nie, powiedział że jeszcze nie, bo dalej jest mu droga, jest matką jego dziecka, ale nie wie czy jeszcze będzie potrafił ją pokochać tak jak na początku – przeraziłam się, bałam się o Nikole, wiedziałam że tak czasem bywa, ze miłość potem odchodzi i zostaje tylko obowiązek. Jeżeli naprawdę jej już nie pokocha, może będzie lepiej że się rozejdą, ale czy Nikola to zniesie? Była w nim szaleńczo zakochana, od pierwszego dnia, gdy go poznała. Wiedziałam co czuje, bo tak samo mocno kochałam Łukasza, tyle ze nasza miłość jeszcze się nie wypaliła, ciągle płonie. Łukasz był wstrząśnięty, ja zresztą też. Patryk prosił by na razie Nikoli nie mówić tak tez zrobiliśmy, ale było mi trudno udawać ze wszystko gra. Do końca dnia siedzieliśmy w swoim pokoju, zeszliśmy tylko na kolacje, ale nie widzieliśmy ani Nikoli, ani Patryka, być może Patryk uczy się ją kochać na nowo…
Następnego dnia Nikola poszła na trening, w domu zostaliśmy sami z Patrykiem, nie licząc dzieci. Gdy Łukasz był na górze i zajmował się Zuzia, wykorzystałam moment i porozmawiałam z gospodarzem domu.
- Co się stało że przestałeś ją kochać?  -spytałam siadając naprzeciwko niemu.
- Nie wiem Pati, to stało się z dnia na dzień, po prostu – patrzył na mnie smutnymi oczami – Pewnego dnia obudziłem się i po prostu zrozumiałem że to co do niej czułem odeszło.
-  Chcesz ją zostawić?
- Nie, nie chce. Na początek spróbuje ją znowu pokochać, a gdy to zawiedzie, w tedy, być może – powiedział chowając twarz w dłonie.
- Wiesz że kocham Nikole jak siostrę, jest dla mnie bardzo ważna, i nie pozwolę jej skrzywdzić. Może na początek powiedz jej o tym, powiedz że będziesz próbować, chodźcie do swoich ulubionych miejsc, przeglądaj wasze zdjęcia – uśmiechnęłam się do niego pocieszająco – poznawaj ją od nowa, na nowo odkrywaj, często rozmowa pomaga. Nie potrafię wyobrazić togo co czujesz, ale zanim ją zostawisz, zastanów się nad konsekwencjami i porządnie to przemyśl – zakończyłam swój monolog i poszłam do Łukasza, zostawiając Patryka ze swoimi myślami.

Od naszego przyjazdu minął tydzień, chodziliśmy z Łukaszem i Zuzia na długie spacery, spędzaliśmy czas z Nikolą i Patrykiem, którzy wyjaśnili sobie wszystko i na nowo siebie odkrywali, a także na oglądaniu filmów. Między mną a moim mężem nigdy nie było tak dobrze, dogadywaliśmy się bez słów, i mimo że Łukasz naciskał coraz mocniej w sprawie dziecka, ja twardo stałam przy swoim. Jeszcze nie mówiłam, przyjdzie czas na to że będziemy mieć gromadkę, no może nie aż tyle ale może w sumie dwójkę, albo trójkę. ‘Moja kariera nie będzie trwać wiecznie, ty będziesz grał dużej ode mnie, wiem to. Przyjdzie czas że zostawię sport i w tedy pomyślimy nad poszerzeniem rodziny.’ Mówiłam mu to często, ale mimo to nalegał. Przez ten tydzień bardzo się zbliżyliśmy do siebie, mimo napięcia jakie panowało w domu. No ale czy sielanka może trwać wiecznie?
Któregoś dnia, na śniadanie Nikola zeszła ze łzami w oczach. Nie musiałam pytać co się stało, dobrze wiedziałam
- To jeszcze nie koniec, macie jeszcze szanse – próbowałam ja pocieszyć, ale uciekła i zamknęła się w innym pokoju. Przesiedziała w nim cały dzień, mimo że próbowałam wejść i ją pocieszyć nie otwierała. Czekałam wiec w salonie, aż zejdzie. Nagle mój telefon zawibrował, szybko odebrałam.
- Pati gdzie jesteś – rozległ się głos Agnieszki w telefonie.
- Jak to gdzie? Na urlopie – odpowiedziała zdziwiona.
- To wiem, wszyscy jesteśmy na urlopie, ale chodzi mi o kraj, albo miasto.
- W Hiszpanii – powiedziałam, zachodząc w głowę o co jej chodzi.
- A może tak dokładniej? – spytała zniecierpliwiona.
- Boże Aga, w Barcelonie, a o co ci chodzi?
- To bardzo dobrze się składa – powiedziała tajemniczo.
- Na co? – zaczynałam tracić cierpliwość, ona potrafiła wyprowadzić człowieka z równowagi, ale i tak ją lubiła,
- Chciałam cię zaprosić, za dwa dni na…


________________________________________________________________________
Witajcie, oto nowy rozdział :) Mam nadzieję ze wam się spodoba, dla tych którzy nie znają hiszpańskiego mam cytat po angielsku, z samego początku:
It is said some lives
are linked across time.
Connected by an ancient calling
that echoes through the ages.
Destiny...

Jeżeli w hiszpańskim tłumaczeniu są błędy to przepraszam, znam hiszpański ale nie perfekcyjnie :) Pozdrawiam

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 59


Ująłeś moją dłoń,
Moje serce szybciej zabiło,
Blask twój mnie zalał,
Świat mi przysłonił…
Twoje miejsce jest tu,
U boku Mojego,
Ale wiecznie trwać nie będziesz,
Wiem to…
Cień światło przykryje,
Odejdziesz stąd,
Pustkę pozostawisz,
Moje serce bić przestanie…
Lecz mimo to,
Ja kochać Cię będę,
Znam swoje miejsce – Twoje miejsce,
Gdzie kwiat magnolii kwitnąć będzie…


Świętowania nie było końca, wszyscy byli szczęśliwi, każdy świętowali za najbliższymi którzy przyjechali na finał. Ja świętowałam w małym gonie, Łukasza, Zuzi, Pawła, Kadzia i Agi, która stała się moją najlepszą przyjaciółka, mimo naszych trudnych początków. Na pięciu szampanach się nie skończyło, a trzeba było wstać na samolot do kraju. Rano wszyscy na litrach kawy powlekliśmy się na lotnisko, usiadłam miedzy Łukaszem i Pawłem, wzięłam Zuzię na kolana i po chwili obydwie słodko spałyśmy. Obudził nas dopiero Łukasz.
- Zaraz lądujemy – powiedział delikatnie całując mnie w policzek. Przetarłam oczy i dałam Łukaszowi Zuzię, która mimo pobudki znów słodko zasnęła. Pomogłam Łukaszowi założyć nosidełka z małą, nawet się nie poruszyła. Ledwo wysiedliśmy a już usłyszeliśmy polskich kibiców śpiewających: BIAŁO-CZERWONE TO BARWY NIEZWYCIERZONE!!! Na naszych zmęczonych twarzach od razu pojawiły się uśmiechy. Gdy tylko pojawiliśmy się w głównym holu lotniska Chopina w Warszawie, kibice zaczęli śpiewać hymn polskiej siatkówki:

W stepie szerokim, którego okiem,
Nawet sokolim nie zmierzysz.
Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa,
Pieśni o małym rycerzu!

To było coś, usłyszeć to od wiernych fanów którzy przybyli by nas powitać, od naszych wiernych kibiców. Przypomniały mi sie czasy gdy sama byłam kibicem, gdy przyjeżdżałam witać naszych, to samo ich śpiewać, gdy marzyłam by stać tu gdzie stoję, w gronie zwycięzców. Moje marzenie ziściło sie po trzykroć, nie dość że byłam siatkarką, i to naprawdę dobrą, miałam kochającego męża i cudowną córkę. Marzyłam by tak już na zawsze było.
Po przemowach trenerów, kapitanów, przyszedł czas na udzielanie wywiadów, niestety nie udało nam się ucięć od nich, ale z drugiej było przyjemne odpowiedzieć na kilka pytań. Po trzech męczących godzinach w końcu mogliśmy rozjechać się do domów. Na szczęście Paweł zostawił na lotnisku samochód, wiec nie mieliśmy problemów z transportem. Byłam tak zmęczona że przespałam całą drogę, obudziła mnie dopiero Zuza domagając się jeść. Zaraz jak dotarliśmy do domu, położyłam Zuzię do łóżka i poszłam pod prysznic, który trochę mnie obudził. Sił miałam tylko tyle by zrobić coś dla nas na kolację i potem runęłam na łóżko, nawet nie pamiętałam kiedy zasnęłam. Obudziłam się koło 12, Łukasz robił obiad.
- Dawno wstałeś - spytałam gdy weszłam do kuchni.
- Trochę - powiedział nakładając mi mięso na talerz.
- Zuzia śpi?
- Jak zabita, przebudziła się rano,  zjadła coś i dalej śpi - powiedział siadając obok mnie - co powiesz na wakacje?
- Bardzo chętnie, ale nie mam siły myśleć gdzie by pojechać - odpowiedziałam dłubiąc widelcem.
- Może Hiszpania? - popatrzyłam szeroko otwartymi oczami na Łukiego.
- Naprawdę?
- Tak już wszystko załatwione, samolot mamy jutro o 8 - ledwo dokończył a ja rzuciłam mu się na szyję. Nie mogłam uwierzyć że zobaczę Nikolę, po takiej przerwie, prawie zapomniałam jak wygląda.
- Dziękuje, dziękuję, dziękuje! - pocałowałam go namiętnie.
- Może dokończymy to w sypialni? - zaproponował Łukasz, nie sprzeciwiłam się, Łukasz wziął mnie na ręce i po chwili byliśmy już w sypialni. Do końca dnia nie robiliśmy nic, całkowicie się relaksując. Wstaliśmy bardzo wcześnie, spakowaliśmy się i wsiedli do samochodu. O 7 byliśmy już na Katowickim lotnisku, odprawa odbyła się błyskawicznie i już przed 8 siedzieliśmy na pokładzie samolotu. Zuzia od razu zasnęła, był kochana, nigdy nie robiła problemów i jak jej mam kochała spać, była słodka.
Lot minął nam spokojnie, cały czas rozmawialiśmy, byłam strasznie podekscytowana, nie mogłam się doczekać jak wpadnę w jej ramiona, była dla mnie jak siostra. Gdy tylko wysiedliśmy zaczęłam rozglądać się nerwowo szukając jej wzrokiem. Po chwili ją zobaczyłam, na rękach miała swojego synka Kacpra.
- Nikola! - wydarłam się na pół lotniska, ludzie dziwnie zaczęli na mnie patrzeć, ale mnie to nie obchodziło, szybko podbiegłam do niej i mocno ją uściskałam. Stałyśmy chyba tak chwile, ciesząc się swoją obecnością.
- Boże ja się  za tobą stęskniłam - powiedziała, gdy ją puściłam.
- Ja bardziej.
- Nie ja.
- A wcale że nie, bo ja. Koniec kropka - my i nasze przekomarzania, zawsze gdy nie widziałyśmy się dłużej to samo robiłyśmy, pod tym względem nie wydoroślałyśmy.
- Opowiadaj - powiedziałam - o wszystkim co się działo.
- Ty pierwsza, twoja historia jest ciekawsza - zaprotestowała, już miałam odpowiedzieć, gdy przerwał nam Łukasz.
- Nie chcę Panią przeszkadzać, ale czy mogły by mi Panie pomóc, szczególnie Ty moją kochana żoneczko - gdy to mówił nie mogłam się potrzymać i zaczęłam się śmiać, Nikola zresztą też. Zabrałam od Łukasza walizkę i torbę, gdyż niósł Zuzię, która przebudziła się i zaczęła rozglądać.
- Chodźcie, pojedziemy do mnie i wszystko sobie opowiemy - zaproponowała.
- Jestem za - odpowiedziałam, gdy usadowiliśmy się w jej BMV, tak na marginesie czarnego i bardzo gustownego, Nikola zaczęła opowiadać, jak żyje jej się w Hiszpanii, że na początku musiał przywyknąć to wolniejszo tempa życia, zauważyła że Polacy żyją strasznie szybko, wszędzie się spieszą, za to Hiszpanie wolą się spóźnić, nie spieszy im się nigdzie, chyba że na samolot, lub pociąg. Opowiedziała że na początku miała problem ze znalezieniem klubu, który by ją chciał, teraz już gra w FC Barcelona Femenino, razem z Patrykiem, który także gra w FC Barcelona. Gdy dojechaliśmy do jej domu, zatkało mnie. Ogromy dom, z parterem, I piętrem i poddaszem, w tym domu cała nasza kadra mężczyzn by się zmieściła, nie mówiąc o kobietach. Do tego ogromny ogród, zmieściło by się na nim boisko do siatkówki i małe trybuny. Zawsze marzyłam o takim domku, ale i tak kochałam nasz. Nasz azyl.
- Rozgośćcie się, głodni? - spytała gdy weszliśmy do dużej i jasnej kuchni.
- Trochę, odpowiedziałam.
- Zaraz coś wam zrobię, chodźcie do swojego pokoju - zaprowadził nas na samo poddasze, do dużego brzoskwiniowego pokoju, stało w nim duże łóżko, duża szafa i łóżeczko dziecięce - wstawiliśmy wam łóżeczko dla Zuzi, Kacper ma większe więc pomyślałam że wam się przyda. Łazienka jest obok, wiec będziecie mieli ją dla siebie, pomyślałam że będziecie chcieli trochę prywatności.
Uściskałam ją i usiadłam na łóżku.
- Piękny dom, nie to co nasz - powiedział Łukasz.
- Nasz jest także piękny bo nasz - powiedziałam podchodząc do niego, mocno go przytuliłam - dziękuję że to załatwiłeś.
- Nie ma za co - zaczęliśmy się rozpakowywać, Zuzia cały czas obserwowała nas swoimi wielkimi oczami. Po chwili zawołała nas Nikola. Zeszliśmy i usiedliśmy przy dużym stole w jadalni.
- Gdzie Patryk? - spytałam po skończonym posiłku.
- Jest na wyjeździe, jutro gra ostatni mecz z Milanem - powiedziała. Usiedliśmy w salonie, i przez jeszcze długie godziny rozmawialiśmy, nim się obejrzeliśmy wybiła północ, poszliśmy do swojego pokoju. Przytuliłam mocno Łukasza i z uśmiechem na twarzy zasnęłam, byłam szczęśliwa. I nie tylko z powodu Łukasza, ale z tego ze widziałam się również z Nikolą.

Puedo vivir
Como en un cuento,
Si estoy contigo,
Que revive
a cada página
El Amor...

- Kocham cię Łukasz...





____________________________________________________________________
Witajcie, miałam wstawić po meczu, ale byłam tak smutna że nie dałam rady, mam nadzieje że jutro dadzą z siebie wszystko i wygramy!!! Ja w to wierze, jutro kolejna część przygód Patrycji w Hiszpanii :) Pozdrawiam


czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 58

Ostatnie 5 dni spędziliśmy ostro szlifując naszą formę na finał. Jutro mamy wylecieć do Argentyny, gdzie będziemy jeszcze trenować dwa dni, a potem to już tylko walka o medal.
Był wieczór, wspólnie z trenerami, zawodniczkami  spotkaliśmy się w pokoju, gdzie są przeprowadzane różne rozmowy itp.
-Czy Wy macie świadomość, jakie wielkie błędy popełniacie ostatnio? Wy coś chcecie ugrać? Teraz to nawet nie zasługujecie w ogóle, żeby być na tym turnieju.  To jest pierwszy raz w historii siatkówki turniej przeznaczony również dla kobiet. Gdy już jesteśmy w tym finale i chyba trzeba grać, a nie odpuszczać sobie!- zaczął krzyczeć pierwszy trener kadry. Nie wiedziałyśmy co mu mamy odpowiedzieć, nigdy na nas nie krzyczał, faktycznie nie szło nam, ale nie spodziewałyśmy się że jest aż tak tragicznie, żeby Bogdan podniósł na nas głos, miły i zawsze opanowany. Widocznie musiałyśmy go nie źle wyprowadzić z równowagi, w końcu zabrałam głos.
-Trenujemy już 5 dni od rana do nocy! Jesteśmy wykończone treningami  i mamy już tego dość, a Pan, panie trenerze nawet głupiego "Dobrze wam dziewczyny dzisiaj poszło"?! To jest bez sensu, nie dość że nas tu zwołujesz, żeby się na nas wydrzeć i powiedzieć nam, że jesteśmy do dupy? Śmieszne, zamiast powiedzieć co jest nie tak to się drzesz. Tyle w tym temacie.- zakończyłam i usiadłam, dziewczyny zaczęły mi bić brawo,  za to że się odważyłam powiedzieć to do trenera. Bogdan zrobił się  cały czerwony ze złości, miał prawo, ale ja też miałam do tego, żeby powiedzieć co my myślimy o tym całym zdarzeniu. Sebastian wstał z miejsca i coś szepnął do trenera, po czym on opuścił salę, zostałyśmy tylko ze Świderskim. Na spokojnie z nim porozmawiałyśmy, wytłumaczył czego mamy unikać. Potem, nie które z nas miały wizytę u psychologa, reszta miała iść do niego jutro przed wyjazdem. Rozmowy z Darkiem nie trwały długo, ale ją za to bardzo skuteczne. Korzystając z okazji, że Tomek nie miał nic do roboty, poszłam mu zająć czas, miałam całe obolałe plecy, które potrzebowały masażu. Spać się położyłam przed 00:00.

6:30 siedzimy już w samolocie, włożyłam słuchawki w uszy i starałam się zasnąć, jednak ktoś mi przeszkodził.
-Przesadziłaś wczoraj.- powiedział trener.
-I kto to mówi.- odpowiedziałam i odwróciłam się zamykając oczy.
-Patrycja patrz na mnie jak z Tobą rozmawiam!
-Nie mamy o czym rozmawiać!
-No może trochę szacunku dla trenera co?
-Może trochę szacunku dla zawodniczek?
-Przeginasz.
-Ja?! To co my do cholery jesteśmy jakimiś robotami?! Okey wiem,że to finał i musimy być na prawdę dobre, ale to nie znaczy, że musisz cały czas na nas krzyczeć. To i tak nic nie da. Świder był by lepszym trenerem niż Ty!- zakończyłam. Miałam pewne wyrzuty, że tak naskoczyłam na niego, on w końcu chce tylko dla nas dobrze, ale i tak nie miałam zamiaru go przepraszać. Resztę lotu spędziłam spokojnie. Kilka minut po 13:00 byłyśmy na miejscu. Każda dostała swój klucz do pokoju i poszłyśmy na stołówkę, potem Sebastian przekazał nam rozkład treningów na najbliższe 2 dni i poszłyśmy na lekki rozruch po podróży. Przez cały pobyt na hali Bogdan nie odezwał się do mnie ani słowem, głównie pracowałam ze Świderskim lub sama. Położyłam się dosyć wcześniej, miałam już dość tych wszystkich kłótni, jutro ostatni raz trenujemy przed meczem finałowym, jutro poznamy dwunastkę meczową.

O 19:00 było już po meczu, usiadłyśmy wszystkie w kółku i czekałyśmy aż trener powie, kto jutro znajdzie się w składzie.
-Na jutrzejszym meczu mają stawić się: Glinka- Werblińska- Kasprzak-Jagieło, Dziękiewicz- Bednarek-Okuniewska- Anioł, Radecka-Śliwa, Maj-Strasz i Ackles i Żygadło.-Możecie się rozejść.- zakończył, my posłusznie wyszłyśmy z hali. Wzięłam prysznic, miałam się kłaść ale przyszedł do mnie Łukasz, chłopaki jutro również grają finał, tyle emocji dla nas, kibiców nie wiem czy będziemy w stanie je utrzymać. Rozmawiałam z Łukaszem jakieś dwie godziny, opowiedziałam mu o całym zdarzeniu z trener. Później wzięłam gorącą kąpiel i poszłam spać.

Godzina 11:00 stoimy na boisku, kibice śpiewają hymn a capella, po chwili rozbrzmiewa pierwszy gwizdek sędziego. Siedzę bezczynnie w kwadracie dla rezerwowych. Trener od naszej sprzeczki w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Na pierwszej przerwie technicznej przegrywany 1:8, jestem wściekła, Agnieszka popełnia coraz więcej błędów, rozgrywająca gra ciągle na nią, nie ma już siły do wyskoku. Nadal nie ma żadnych zmian. Dopiero po jeszcze kilku straconych punktów poprzez atak usłyszałam "rozgrzewaj się, zaraz wchodzisz". Ucieszyłam się. Było ciężko i to bardzo, każdy punkt stracony błędem bolał, w krótce to nasz udało się objąć stery i doprowadzić do równowagi, wystarczyło trochę szczęścia,a wygrałyśmy tą część spotkania na przewagi, 36:34. W drugim secie wcale nie było łatwiej, aczkolwiek udało nam się uciec w końcówce liczbami i skutecznością. W trzeciej partii, bo była już bułka z masłem. Włoszki podłamane wynikiem były coraz gorsze. Prowadzimy 24:20 wchodzę na zagrywkę. I ten cytat komentatora, w decydującym momencie. "Patrycja Żygadło wchodzi na zagrywkę, piłkę ma już w rękach, czekam na gwizdek sędziego, bierze rozpęd, skacze do góry, uderza z całej siły i tak proszę państwa aaaasssss sssssserwisowyyyyy, Polki zdobywają pierwsze w historii tych rozgrywek dla kobiet ZŁOTO LIGI ŚWIATOWEJ!!!!"
Co to za emocje nikt nie może wytrzymać w miejscu, trybuny całe skaczął do góry. Coś nie prawdopodobne, wygrałyśmy!!! Trener podszedł do mnie i mocno mnie uściskał.
-Przepraszam Patrycja, świetna robota, jestem z Ciebie dumny!- wykrzyczał, zaczęłam się śmiać.
Wróciłam do dziewczyn, razem zeszłyśmy do dziewczyn wziąć prysznic i ubrać czyste reprezentacyjne dresy specjalnie na dekorację, za pół godziny miałyśmy z powrotem iść na halę na rozdanie medali i nagród potem na trybuny i mocno kibicujemy chłopakom. Przed wejściem na podium były rozdawane nagrody indywidualne.
-MVP mecz, Patrycja Żygadło, Najlepsza blokująca Neriman Özsoy, Najlepsza broniąca Paulina Maj, Najlepiej serwująca Agnieszka Ackles, Najlepiej atakująca Patrycja Żygadło.- usłyszeliśmy głos prowadzącego, kibice na trybunach bili coraz mocniej brawo i krzyczeli moje imię, coś wspaniałego, moje marzenia spełniają się z każdą chwilą, coraz bardziej. Po chwili  wchodziliśmy na podium kolejno Turcja (3), Włochy (2) i POLSKA (1). 
Zaraz po zejściu z "pudła" uciekłyśmy od reporterów i pobiegłyśmy szybko na halę obok, bo właśnie zaczął się finał chłopaków. Karnety wyciągnęłyśmy spod bluzek żeby się nie czepiali i nie utrudniali nam wejścia na miejsca zaraz przy boisku, na szyi złote medale i w długą, do nich, naszych Orzełków. Akurat weszłyśmy tam gdy zaczął się pierwszy set. Polacy zaczęli świetnie, wybiegli z wynikiem daleko przed siebie, jednak zaczęli tracić punkty, trener wziął czas, kilka udanych akcji i set jest po naszej stronie. Potem było już tylko gorzej, stan meczu się obrócił, Polska przegrywała 1:2, jednak się nie załamaliśmy, nawet jeśli nikt nie dawał Ci szans, pokaż jak bardzo się mylili, doprowadziliśmy do tie-brek'a. Cóż to były za emocje, nagle z głośników usłyszeliśmy: 
W stepie szerokim, którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu. 
I jest tytuł obroniony, tyle emocji w te kilka godzin, widocznie ten na górze chciał, żebyśmy wygrali, razem. Bo jeżeli na boisku czujesz się jak ptak to poczuj jak wspaniale jest latać i fruń jak najwyżej po marzenia. My pofruneliśmy i oto kolejny dowód, że to siatkówka powinna być sportem narodowym.
MEDALE LIGI ŚWIATOWEJ W TYM ROKU SĄ BIAŁO-CZERWONE!!!
___________________________________________________________
Dzień dobry cześć i czołem, oceny wystawione, a jak u Was? Kolejne rozdziały za mnie napisze Agnieszka, moja współtwórczyni :D No to co, oby do końca roku :) A co do rozdziału podoba się Wam? Pisałam go dwa dni, ale nie wiem czy się udało :D :) Pozdrawiam Jotkaa :*

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 57


Obudziłam się w pokoju Łukasza i Igły. Krzyśka nie było, a ja leżałam w objęciach mojego mężczyzny. -Ta chwila mogłaby trwać wieczność.- pomyślałam. Po chwili jednak musieliśmy wstać i iść na śniadanie. Założyłam ubranie i wyszłam. Na stołówkę przyszłam cała rozpromieniona.
-Wyspałaś się Księżniczko?- zaczepił mnie Ignaczak.
-No pewnie.- puściłam mu oczko i poszłam do dziewczyn. Obok naszego stolika przechodziła Agnieszka, która zaczepiła gdzieś o coś i wyrzuciła na mnie całą tace z jedzeniem.
-Co Ty robisz?- krzyknęłam.
-Przepraszam, nie chciałam.
-Mogłabyś trochę uważać jak chodzisz!- krzyknęłam głośniej. Nagle w całym pomieszczeniu zapadła cisza. A my nadal się kłóciłyśmy, dopóki ktoś nie złapał mnie za ramię.
-Uspokójcie się!- powiedział Kadziu podniesionym tonem.- Zachowujecie się jak dzieci.
-No i dobrze, kazał ktoś Ci tu przychodzić?- warknęłam. Łukasz tylko pokręcił głową i wziął Agnieszkę za rękę, następnie wyszli gdzieś razem. Poszłam się przebrać i od razu poszłam na halę. Nikogo nie było oprócz Świdra. Nie tracąc czasu zrobiłam rozgrzewkę, potem Sebastian wystawiał mi piłki, mój atak był coraz mocniejszy i starałam się ryzykować, nie bać się żadnej wystawy. O miejsce w składnie na półfinał musiałam rywalizować z Agnieszką i Kaśką. Nie było łatwo, robiłam wszystko, dawałam z siebie 100% chociaż mi nie wolno. Znowu pojawiły się problemy z kolanem, jednakże i tak się nie poddawałam. Po godzinie dziewczyny dołączyły do mnie. Gdy trening skończył się zdrzemnęłam się i poszłam na siłownię.


Minęło kilka dni. Dzisiaj gramy półfinał z Chorwatkami. Wygrałam rywalizację i jestem w dwunastce meczowej, razem z Agnieszką. Kasia zmęczona solidnymi treningami musiała odpocząć, żeby chociaż ona była w pełni zdrowa, gdy mnie w kadrze może zabraknąć. W pierwszej szóstce trener postawił na Age. Pierwszy set padł dla nas łupem 25:15, jednak gdy w drugiej partii atakująca popełniła o dużo, za dużo błędów własnych, to jak musiałam wejść na boisko. Zanim weszłam na pole do grania, Agnieszka przekazała mi kilka wskazówek. Dzięki temu, udało nam się wygrać cały czas w trzech setach. Bardzo się ucieszyłam, gdy na trybunach ujrzałam Zuzie razem z Łukaszem i Pawłem. Uśmiechnięta podbiegłam do nich i wzięłam Zuzannę ze sobą. Potem zaczęłyśmy razem z dziewczynami wiwatować i dziękować kibicom za głośmy doping. Gdy poszłyśmy z dziewczynami do szatni oddałam Zuzie do Pawła. Jak to bywa po zwycięstwach w naszej kadrze odśpiewałyśmy We are the champions i rozeszłyśmy się w swoje strony. Resztę dnia spędziłam w gronie rodzimy. Wieczorem świętowałyśmy zwycięstwo nad Chorwacją, która jeszcze nie dawno prowadziła w rankingu i nadal jest wyżej od nas.
W finale spotykamy się z Włoszkami, kolejny raz gramy z nimi mecz w tej imprezie. Jednak ich forma się podniosła, to nie te same dziewczyny co 2 tygodnie temu, teraz są lepsze, bardziej skuteczne i szybkie w obronie.
-Wykonałaś świetną robotę.- powiedziała Agnieszka, gdy już miała opuszczać jak reszta siatkarek pokój Sebastiana w którym świętowałyśmy zwycięstwo.
-Gdybyś mi nie powiedziała tych kilku słów przy zmianie, nie poradziłabym sobie.- odpowiedziałam.
-Było dobrze i trzymam kciuki, żeby w finale było jeszcze lepiej i przepraszam za tamto w stołówce.- uśmiechnęła się i wyszła, ja zaraz po niej.
Po udanym finale dostałyśmy dwa dni wolnego, mecz graliśmy w Łodzi, dlatego też wróciłam z Zuźką do domu. Łukasz niestety musiał wracać, bo jutro to chłopaki zagrają z USA,w Katowickim Spodku!

Od rana chodziłam jak na szpilkach, nie mogłam się doczekać jak zobaczę moich orłów w akcji. Szczególnie  mojego misia. Zuzia jakby wiedziała co się dzieje też wcześnie rano wstała i cały dzień patrzyła co robię, nawet ani razu nie zapłakała i nie zaczęła grymasić. mecz miał zacząć się o 20, a do Katowic trzeba było dojechać. O 19.40 byłam już na sali i obserwowałam drużyną USA na rozgrzewce, byli skoncentrowani i pełni wiary że wygrają, miałam nadzieję że te miny szybko spełzną im z twarzy. Chwile potem na rozgrzewkę dołączyli biało-czerwoni, wypatrzyłam Łukasza i pomachałam mu, pokazałam także że będę trzymać kciuki.
Spotkanie nie zaczęło się dla nas dobrze, przegraliśmy pierwszy set 25:15, trener był mocno wkurwiony, popełniali tak proste błędy że niektórzy kibice zaczęli się z nich śmiać. Drugi set też nie był łatwy, przegraliśmy 25:19. Modliłam się, żeby wzięli się za siebie, żeby pokazali pazur. Zobaczyłam Agnieszkę, siedzącą niedaleko mnie, cała we łzach i rozmawiającą z Kadziem, chciałam podejść powiedzieć im żeby się nie przejmowali i grali tak jak umieją, ale wiedziałam że wolą spokój, a Aga też wie co powiedzieć. Patrząc na nią obiektywnie, to jest świetną siatkarką, poszperałam o nie trochę, i okazało się że również w młodości miała problemy, długo nie mogła grać, ale nie poddawała się i robiła to co kocha, tak jak ja. Podziwiam ją, wyjść z nie uleczalnej choroby i zajść tak wysoko. Jej kariera o mały włos nie legła w gruzach a i tak stanęła na nogi, ale musi do dziś uważać, jeden fałszywy krok i naprawdę może zakończyć karierę. Zrozumiałam, że źle ją oceniłam, była świetna, zawsze potrafiłam dobrze podpowiedzieć, zmotywować, dzięki niej naprawdę chciało się grac w tedy kiedy człowiek chciał się poddać. Nim się obejrzałam zaczął się trzeci set, na nasze szczęście nasi wzięli się do pracy i wygraliśmy 23:25, byłam szczęśliwa, nasze marzenia o grze w wielkim finale wciąż były realne. Czwarty set też był nasz, 18:25, został tylko tie-brak. Kilka minut przerwy, punkt za punk, zmiana stron i wielka radość, Spodek odleciał! Wygraliśmy 2:3, udało się jesteśmy coraz bliżej finału, medalu!. Szybko pobiegłam do Łukasza z Zuzią, mocno go ucałowałam.
-Wierzyłam, do końca - powiedziałam po czym zaczęliśmy się całować wszystko stanęło. Czas nas ominął. Liczył się Łukasz i nasza wygrana. Po meczu razem z Kadziem i Agą, poszłyśmy świętować, miałam czas na poznanie jej bliżej, opowiedziałam mi o swojej chorobie i o tym jak walczyła, dzięki temu że był przy niej Łukasz nie poddawała się i walczyła o niego i o siatkówkę, jej drugą miłość. Rozumiałam ją dobrze. Potem ja opowiedziałam jej o swojej drodze do kariery i przez jakie bariery musiałam przechodzić, jak biłam głową o ścianę, żeby spełnić swoje marzenia.
- Ty i ja mamy wiele wspólnego - skomentowała Aga.
- Może zaczniemy nasza znajomość od początku? - spytałam niepewnie.
- Jestem Agnieszka Ackles - podała mi rękę.
- Patrycja Żygadło - uścisnęłam jej rękę.
- Miło mi cie poznać. Myślałam że zostałaś przy swoim nazwisku?
- Mnie też. Tak zostałam, ale dobrze mnie znasz, a w dowodzie mam dwa. A ty co masz za nazwisko, nie polskie, a podobno jest polką - spytałam.
- Tak polką, ale tata jest Amerykaninem, po nim mam, a nie wyszłam za mąż, jeszcze - tu zrobiła nacisk na to słowo, po czym zaczęłyśmy się śmiać - w tedy może zmienię, albo będę mieć dwa.
Przez wiele jeszcze godzin rozmawiałyśmy i wygłupiały, późną nocą, rozjechaliśmy się w swoje strony, wsiadając do auta, myślałam o  mojej nowej przyjaciółce, szybko zasypiając nie martwiłam się już że mam wrogów z zespole, już ze wszystkimi żyłam w zgodzi, a dodatkowo zyskałam wspaniałą znajomą, mam nadzieję że na długie lata.
________________________________________________________
Witam po przerwie. ;) Postów nie dodawałam tak długo, bo była pozbawiona komputera, niestety ;) Trzymajcie się i nie długo już kolejny ;) Pozdrawiam :)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 56

Tak jak codziennie wstałam przed 7:00 i poszłam na śniadanie. Dzisiaj miałam dzień wolny od treningu, poświęciłam go na odwiedzenie planu zdjęciowego „Pij mleko, będziesz Wielki!” wraz z moimi przyjaciółmi Sebastianem Świderskich oraz Piotrkiem Gruszką. Nie zawahałam się kiedy dostałam tą propozycję i tu wcale nie chodziło mi o kasę jaką za to dostane, ale zrobiłam to dla dzieci.
Do Warszawy wyruszyliśmy zaraz po wyjściu ze stołówki. Droga minęła szybko, o 9:00 byliśmy na miejscu i zabraliśmy się do pracy.
Przez pół dnia ciężko pracowaliśmy na coś co ma się pokazać już wkrótce w telewizji. Po 6 godzinach męczarni udało nam się stworzyć dzieło.  Wszystkim serdecznie podziękowaliśmy na współpracę i wyszliśmy poza teren planu.
-Nie wiem jak Wy, ale ja umieram z głodu.- powiedziałam nagle, gdy staliśmy już przy samochodzie.
-W sumie to my też.- odpowiedzieli razem.
-No to idziemy na obiadek.- rzuciłam wesoło.
-Oczywiście. Widziałem, że na rogiem jest jakaś restauracja, idziemy?- mruknął Gruszka.
-Pewnie.- zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w drogę.  
-Jak Ci smakowało?- spytał mnie Świder.
-Jak kunie rabarbar.- po tych słowach wybuchliśmy śmiechem, aż ludzie zaczęli się na nas strasznie dziwnie patrzeć, przez co śmialiśmy się jeszcze głośniej. Gdy wyszliśmy z restauracji chodziliśmy jeszcze po Warszawskim rynku. Około 3 godziny później byliśmy w Spale.
Weszłam do swojego pokoju, wzięłam prysznic i wszyłam przed ośrodek posiedzieć na świeżym powietrzu. Wyciągnęłam rękę, na której nosiłam obrączkę w stronę słońca. Złoto mieliło się w promieniach, żółtego słoneczka. Nagle ktoś od tyłu zakrył mi oczy, poczułam wspaniały zapach perfum mojego mężczyzny.
-Witaj Skarbie.- szepnął mi na uszko i dał buziaka w policzek, odwdzięczyłam mu się namiętnym pocałunkiem.
-Cześć.- uśmiechnęłam się. Łukasz usiadł koło mnie.
-Dzwoniłem do Ciebie, nie odbierałaś, albo miałaś wyłączony telefon. Czemu mnie ignorowałaś? Myślałem, że coś się stało.
-Nie potrzebnie. Chciałam po prostu odpocząć, od wszystkiego. Nawet od Ciebie, chyba rozumiesz. Nigdy tak nie miałeś?- puściłam mu oczko.
-Pewnie miałem, ale nie pamiętam. A jak tam Zuzia?
-Rośnie jak na drożdżach, nie wiem czy oni ją tam karmią, jeszcze nie dawno była taka malutka…- rozczuliłam się nad tym. Zuza miała 4 miesiące, było mi żal że nie mogę z nią być na co dzień. Uroki, jakże pięknego spotu, którym jest siatkówka. Tak zadecydowałam, więc pretensje mogę mieć tylko i wyłącznie do siebie. Mocno wtuliłam się w Łukasza. Siedzieliśmy tak sobie, dopóki nie zauważyła nas banda oszołomów.
-Jak pięknie gołąbeczki sobie gruchają. – zaczął Bartman.
-Czy Wy zawsze musicie się czepiać?- powiedziałam, jeszcze spokojnym głosem.
-Czy Wy zawsze musicie się czepiać?- prychnął ZB9.
-Zibi zjedz snicersa, bo jak jesteś głody to zaczynasz strasznie gwiazdorzyć.- zaśmiałam się i podałam mu baton, który akurat miałam w bluzie.
-Uuuu, to Cie teraz Stary pojechała.- powiedzieli Ci, którzy przyglądali się całemu zdarzeniu.
-No już,czekam.- rzuciłam. Bartman wziął gryza, podniósł mnie do góry i zaczął kręcić wokół własnej osi.- Puść mnie!- krzyknęłam.
-Masz za karę, ze mną się nie zadziera.
-Panie Bartman, na litość Boską, a myślałam, że takie rzeczy to tylko w podstawówce.-  powiedziała jedna z Kucharek, która szła przed plac, aby wyrzucić śmieci. Zaśmiałam się Zibiemu prosto do ucha, przez co mnie upuścił.
-Jak śmiesz mną rzucać?! – spytałam żartobliwie siedząc na betonie.
-Jak śmiesz mi piszczeć prosto do ucha?
-Masz za karę, ze mną się nie zadziera.- zaśmiałam się.- Może byś mi chociaż pomóc wstać?- spytałam wyciągając do niego rękę.
-Ale oczywiście, Pani Patrycjo.
-Idź już sobie ode mnie.- wstałam dumna i podeszła do Łukasza.
-Wielka gwiazda się znalazła.- mruknął po nosem.

-Słyszałam, drogi celebryto.- odpowiedziałam i poszliśmy z Łukaszem na spacer…
____________________________________________________________________
 A więc już jest ;) Zastanawiam się ile ja tych rozdziałów napiszę :D Podobał się on Wam? :P 

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 55

*Tydzień później*

Wróciłam do treningów, dziewczyny dzisiaj grały ćwierćfinał, chłopaki dwa dni później. Paweł z Emilką wszystko sobie wytłumaczyli i postanowili się rozstać. Zuzią nadal opiekował się mój brat, a najbardziej cieszyło mnie to, że znowu mogę spokojnie trenować, omijając to, że Świder cały czas uważanie przygląda mi się na każdym kroku i nie mogę się za bardzo przemęczać. Ja zostałam w Spale, a cała kadra wraz ze sztabem pojechali do miasta, gdzie był rozgrywany ¼ turnieju.
Wstałam rano, z za okna było słychać jak inni sportowcy szlifują formę przed Mistrzostwami. Wzięłam zimny prysznic, ubrałam reprezentacyjne ubrana i zeszłam na śniadanie. W stołówce spotkałam się z kilkoma siatkarkami i siatkarzami, którzy tu zostali podobnie jak ja. Umówiliśmy się, że zaraz po śniadaniu pójdziemy na halę rozegrać mecz „na wesoło”, tak na poprawę humoru. Chociaż w naszym drużynach nigdy go nie brakowało. Mimo to rozluźnienie i oderwanie się od prawdziwych treningów było nawet wskazane, bo przecież można od tego zwariować, tak ciągła presja itp.
Na hali spędziliśmy dobre 3 godziny, potem wspólnie razem zebraliśmy się w największym pokoju u Kuba Jarosza wspólnie kibicować dziewczynom. Krzyczeliśmy do telewizora, śpiewaliśmy hymn, tak jakby bylibyśmy razem z nimi, tylko że na hali. Miło spędzony czas w jak najbardziej odpowiednim towarzystwie. Dzięki nie którym ludziom, moje życie nabiera kolorów i zachęca do dalszej walki o lepsze jutro…
Polki wygrały z Argentyną 3:0, dalej miałyśmy zagrać z Chorwacją. Wspólnie z ekipą uczciliśmy tak ważne dla nas zwycięstwo, z nadzieją że za dwa dni ono się powtórzy.


Tak jak myśleliśmy chłopaki również dali sobie radę z presją i pokonali Bułgarów 3:2, tie-break był gramy na przewagi, jednak lepsza okazała się Polka krew nie zwyciężona.

Po kilku dniach wszystko wróciło do normy. Normalne długie i wyczerpujące treningi i ostre przygotowania do półfinału…
__________________________________________________________________
Tak jak obiecałam dodaje jeszcze dzisiaj, bardzo mi na tym zależało żeby pojawił się dzisiaj. :P To wszystko co udało mi się stworzyć w 15 min, ale już w poniedziałek, zobaczycie coś znacznie dłuższego ;)
Hejka :*