piątek, 12 lipca 2013

Epilog

Wejść w życie kogoś kto kocha Cię Nad życie, tak samo ja ty jego,
A później zniknąć pozostawiając po sobie jedynie obrączkę,
Dwóję dzieci i kilka trofeum, które wywalczyłeś sobie
Swoim charakterem i walecznością…


Dzisiaj wraz z małym Mateuszkiem wróciłam do domu. Zuzia bardzo się ucieszyła, gdy zobaczyła swojego braciszka. Pod czas mojej nie obecności zmieniło się w domu bardzo dużo. Remont kuchni, sypialni, pokoju dla dzieciaków i salonu, wszystko podług tego co kiedyś, kiedyś, bardzo dawno sobie rysowałam, jak miałby wyglądać nasz wymarzony domek, gdy wrócę na stałe do domu, zdrowa, pełna życia i energii.-I jak Ci się podoba?- spytał po chwili Łukasz.-Jest, pięknie, tak jak marzyłam, jesteś najlepszym mężem pod słońcem, skąd wiedziałeś, że właśnie tak sobie wyobrażałam nasz domek?- zapytałam z zaciekawianiem.-Tak szczerze? Bo znalazłem Twoje zapiski, jak mi wyleciała z szafki Twoja teczka i pomyślałem że się ucieszysz.-No ba, jasne, że się cieszę, jest wspaniale, szkoda, że muszę już nie długo wracać znowu do szpitala.-Jeszcze tu wrócisz, zobaczysz, wierzę w to.- powiedział i dał mu buziaka, w oczach stanęły mi świeczki. – Ej Słoneczko nie płacz.-Łukasz nie oszukujmy się, marne są szanse że to przeżyję.-Walcz, walcz o to co Cię jeszcze czeka!!!-Próbuję…Z rodziną spędziłam niestety tylko tydzień, mimo to był wspaniały. Już dziś przygotowuję się do chemioterapii. Przeniesiono mnie do izolatki, tak żeby nie przedostały się żadne bakterie, zanim tam weszłam pożegnałam się z dziećmi i mężem, bo przecież możliwe, że to mój ostatni bliski kontakt z nimi. Zanim przyszła do mnie doktor Bielecka, napisałam list pożegnalny dla Łukasza, bo i tak wiem swoje i nie łudzę się że może być lepiej, jestem za słaba, nie chciałam zabijać dziecka, tylko dla tego żeby żyć, moje życie może się skończyć, a przed Mateuszem jeszcze całe życie, ważne że jest zdrowy, bo to jest najważniejsze.Jak się okazało chemia nie była taka straszna, co prawda wypadały mi włosy, moja skóra zaczęła się łuszczyć, jednak lekarze zdecydowali się na przeszczep…Operacja przeszła pomyślnie, teraz gdy już pozostało czekanie czy szpik się przyjmie i wybudzę się ze śpiączki, Łukasz był cały czas przy mnie i ściskał moją dłoń. Ja jednak czułam się coraz bardziej bezsilna, próbowałam walczyć, moje komórki zaczęły obumierać już co do jednej. Otworzyłam ledwo co oczy, chociaż na chwilę na ten ułamek sekundy. Uśmiechnęłam się lekko jak przez mgłę i z całych sił jakie mi tylko pozostały wsunęłam pod rękę Łukasza małą kopertę.Przejaw chwili, jedno spojrzenie… Moje oczy zaczęły po woli opadać, a uśmiech zszedł mi z twarzy, Łukasz coraz to mocniej zaciskał moje dłonie, po których zaczęły spływać słone łzy, byłego już rozgrywającego.  W jednej chwili ktoś odchodzi, a Tobie kończy się świat.


„Bądź szczęśliwy.
Nie żałuję swojej decyzji,
Gdybym miała jeszcze raz wybierać,
Wybrałabym tak samo.
Jestem szczęśliwa,
Odchodzę spełniona

Patrycja”

_____________________________________________________________________________
A więc to już koniec, tej opowieści. Z tego bloga próbowałam utworzyć taką swoją wymyśloną „Historię miłości”, z nutką „Nad życie”  Czy się udało, nie jestem do końca taka pewna J Dziękuję Wam za ponad 10 tys. Wejść, za to że wytrzymaliście ze mną te kilka wspaniałych miesięcy, za to że motywowaliście mnie na każdym kroku, gdy pisałam. Przepraszam za to że czasami tak długo musieliście czekać aż wstawię nowy, za te wszystkie błędy które robiłam w pisaniu. Mam nadzieję, że podoba Wam się moje opowiadanie, sama pisząc ten epilog, miałam łzy w oczach :D Czy jeszcze kiedyś powrócę? Sama nie wiem, mam już jakieś pomysły, ale wątpię czy będę pisać jeszcze jedno opowiadanie. Może mi podpowiecie co mam dalej robić? Pisać czy nie pisać? J Jak na razie współtworzę bloga z koleżanką Moniką, na którego serdecznie zapraszam*. Dzięki jeszcze raz. Cześć! J

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 64

Zmęczeni życiem bez celu
Jak rzeczy krążą z kąta w kąt
W rutynie ginie nadzieja
Odmienić sam się nie chce los
Zawsze będzie mało czegoś ciągle brak
O nie, to nie jest tak

Jeszcze wierzę, wierze w lepszych nas
Jakiś sens to ma
Jeszcze wierzę, wierze w lepszy świat
Może to coś da






-Patrycja byłaś po wyniki?- zapytał trener, gdy wchodziłam do szatni.  
-Nie miałam dzisiaj czasu, pójdę jutro.- skłamałam.
-Tylko nie zapomnij, wiesz że i tak niczego przede mną nie ukryjesz.
-Tak wiem, wiem, przepraszam idę się przebrać.- odpowiedziałam i zniknęłam za drzwiami. Przywitałam się z dziewczynami i zaczęłam się przebierać, gdy do szatni wszedł wściekły trener.
-Patryjo za chwilę widzę Cię u mnie!- powiedział lekko podnosząc głos i wyszedł kłapiąc drzwiami. Po kilku minutach weszłam do jego „pokoju”, za biurkiem siedział doktor Zarzycki, a Bogdan patrzył się w okno.
-Już wszystko wiem.- powiedział selekcjoner. Popatrzyłam się na doktora.
-Ty nie dożyjesz tych Mistrzostw.- zaczął Pan Zarzycki.
-Ale jak to? To nie możliwe, zapewniał mnie Pan, że to nie jest aż tak poważne.
-Białaczka jest na tyle podstępna, że nie wiadomo kiedy może kogoś zabić.
-Ale chyba to Wy jesteście tam specjalistami i powinniście mnie o tym poinformować, a nie teraz gdy już wszystko szło tak dobrze.- zdenerwowana wyszłam z pokoju i poszłam na hale, zacząć trening. Po chwili przyszedł Bogdan.
-Patrycja!
-Patrycja! Musisz się zacząć leczyć.
-Po co? Jak i tak nie będę mogła zagrać na Mistrzostwach? Po co to wszystko?! Po co??
-Uspokój się, jak nie te Mistrzostwa, to będę następne, tylko musisz się wyleczyć.
-Nie chce następnych! Będę trenować i grać w siatkówkę, aż nie umrę na boisku.
-Nie mam innego wyjścia, skreślam Cię z reprezentowania barw Rzeczpospolitej Polskiej.- nie mogłam w to uwierzyć, dziewczyny chwilowo przestały odbijać piłkami i zaczęły się na nas patrzeć.
-Ale trenerze…
-Nie należysz już do kadry, możesz spakować i zabrać wszystkie swoje życie. – wściekła, wyszłam z hali, kopiąc wszystko co miałam pod nogą. Zapłakana wzięłam wszystko co było moje i opuściłam klub, wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu.
-Co się stało?- spytał Łukasz, gdy zaczęłam trzaskać wszystkimi drzwiami w domu.
-Nie gram już w reprezentacji i prawdopodobnie nie dożyje tych Mistrzostw, chyba że od razu przystąpię do leczenia.
-Przykro mi.- powiedział po czym przytulił mnie. Odepchnęłam go.
-Przykro Ci? To nie Ty jesteś śmiertelnie chory  tylko ja! I to nie Ty zostawisz swojej rodziny tylko ja!- wykrzyczałam.
-Tak przykro mi, a wiesz dlaczego? Dlatego, że Cie Kocham i jeżeli Ty umrzesz to umrze połowa mnie, jesteś dla mnie całym światem i jestem w stanie drugi raz pokochać tak bardzo ja Ciebie, tylko jedną wspaniałą kobietę i nią jest nasz córka, bo jest taka sama jak Ty, piękna i inteligentna. Nie rozumiesz, że możesz odejść? Nie możesz! Zacznij się leczyć, jak nie chcesz tego zrobić dla mnie to zrób to dla Zuzi.- wzruszyłam się tym co do mnie powiedział, wiedziałam już, że mam dla kogo walczyć i warto. Lekko musnęłam wargi Łukasza, jednak chciałam więcej, po chwili przenieśliśmy się na kanapę.

*Miesiąc później*

-Pamiętasz jak Ci mówiłam, że chce urodzić jeszcze jedno dziecko?
-Tak pamiętam. Ale co z tego? Najpierw musisz się wyleczyć.
-Łukasz, ale ja jestem w ciąży.. Nie cieszysz się?- zapytałam  z uśmiechem.
-Ale jak to? Cieszę się tylko, że Ty nie możesz urodzić tego dziecka…
-Jak nie mogę? Urodzę je, żebym nie wiem co.
-Ale lekarz Ci stanowczo zabronił zachodzić w ciąże.
-To już nie moja wina, że tak się stało. Urodzę to dziecko i nawet nie namawiaj mnie na aborcje. Bo niby, dlaczego bym miała zabijać tą bezbronną istotkę? Teraz już jedźmy bo się spóźnimy…- zakończyłam po pól godzinnej jazdy samochodem byliśmy już w szpitalu.
-Wejść z Tobą?- spytał Łuki, stojąc przy drzwiach od Sali, gdzie miała obyć się moja „konferencja” na temat przeszczepu szpiku.
-Nie, pójdę sama.- uśmiechnęłam się i weszłam do pomieszczenia, gdzie czekało na mnie kilku specjalistów.
-Niech Pani usiądzie.- powiedział jeden z lekarzy.
-A więc dawcą jest mężczyzna, pochodzi z za granicy, myślę że za około tydzień będziemy mogli podjąć się przeszczepu.
-To świetnie, tylko muszę Wam o czymś powiedzieć.
-Tak?
-Jestem w ciąży.- oznajmiłam.
-Jest Pani nie poważna? Wie Pani jak trudno było znaleźć dawcę?
-Proszę mi tylko powiedzieć, czy jestem w stanie urodzić zdrowe dziecko?
-Szanse są praktycznie zerowe, musi Pani usunąć to dziecko, jeżeli chce Pani dalej żyć.- zakończył lekarz prowadzący.
-Nie, chce urodzić.
-A ja daje Pan szanse na urodzenie tego dziecka. – powiedziała doktor Bielecka. Po chwili opuścili salę wszyscy inni, zostałam razem z nią, zawołałam do nas Łukasza.
-Musi Pani przez całą ciążę, być w szpitalu. Nie możemy już podawać Pani też żadnych leków, także nowotwór będzie się rozwijał, dopiero gdy Pani urodzi to będziemy mogli się podjąć chemioterapii, a potem już będzie można przystąpić do przeszczepu, tylko jeżeli Pani to wszystko przeżyje, jak na razie bądźmy dobrej myśli….

Przez kilka ostatnich miesięcy moim domem był szpital, cieszyłam się że mogłam urodzić drugie dziecko, mimo że dużo nim ryzykowałam, między innymi życie. Byłam szczęśliwa…Dziewczynom powiodło się na Mistrzostwach, jak widać dały radę i beze mnie. Przywiozły złoty medal, właśnie teraz oglądałam finał. 
-"Ten medal dedykujemy dla naszej wspaniałej Patrycji, zdrowiej nam szybciej, więcej medali to tylko możemy zdobywać z Tobą" Dawno się tak nie uśmiałam jak teraz, mimo to bardzo było mi miło i brakowało mi kadry. 

W siódmym miesiącu nastąpiły komplikacje, dostałam strasznych skurczów, wtedy doktor Bielecka, powiedziała że to już pora, przewieziono mnie na salę porodową, zrobiono mi tak zwaną „casarkę” nie długo po tym na świat zawitał, mój drugi potomek…


Za mali żeby podskoczyć
Z niemocy wyrwać się na krok
Za słabi by spojrzeć w oczy
Tym którzy nietykalni są
Żal i obojętność dobrze mają się


__________________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podoba :) ;) 



poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 63

-… Jest Pani chora na białaczkę i z tego co tu wynika to już od kilku lat.- zakończył.
- Tak wiedziałam o tym, że byłam chora, ale lekarze mówili mi że już po wszystkim, że leczenie można zakończyć i nowotwór nie powróci.
-Gdzie się Pani wcześniej leczyła?
-W Dąbrowie Górniczej, bo tam się urodziłam i wychowywałam.
-W najbliższym czasie skontaktuje się z nimi. Nie wygląda to źle, jednak muszę przepisać Pani odpowiednie leki, żeby stań Pani zdrowia się nie pogorszył, oczywiście to jeszcze będzie można wyleczyć. – uśmiechnął się.
-A co z graniem? Nadal mogę to robić?
-Tak, nie musi Pani nic zmieniać, by najmniej jeszcze nie teraz. To wszystko może Pani już wyjść.
-Dziękuje, do widzenia.- powiedziałam po czym opuściłam gabinet.
-Pani Patrycjo!- krzyknął za mną doktor Zarzycki.- Za tydzień proszę się stawić do mnie.- dokończył, uśmiechnęłam się i poszłam w stronę wyjścia, ze szpitala.
-Cholera, ja to mam szczęście!- krzyknęłam i odruchowo kopnęłam w koło samochodu. Pod impulsem złości i rozgoryczenia, byłabym chyba w stanie zrobić wszystko czego normalnie nie robię.
-Hej, uspokój się, jeszcze z tego wyjdziesz. Pokaż innym jak się walczy.- powiedział Łukasz łapiąc mnie za ramiona. Wpatrywałam się w jego piękne, brązowe oczy niczym płynna czekolada, które świeciły się w blasku słońca. Po chwili nachylił się do mnie i lekko musnął moje wargi. Następnie otworzył mi drzwi od auta, usadowiłam się w swoim fotelu i ruszyliśmy w stronę do domu. Przez całą drogę nie powiedziałam ani słowa, było mi przykro, że lekarzom którym zaufałam nie udało się usunąć tej obrzydliwej zarazy. Niestety błędy zdarzają się każdemu, mimo że zapewniali mi bezpieczną przyszłość…

Byłam uradowana, że w końcu mogę zobaczyć się z moim Skarbem.  Postanowiliśmy, że na ten tydzień wolny od treningów wyjedziemy z Zuzią na wieś. Obok domu dziadków, miałam swoją działkę, na której znajdował się mały domek letniskowy, był sierpień, noce gorące i dni upalne, a świeże powietrze dobrze zrobi nam wszystkim.
Ten tydzień zleciał tak szybko, że nawet nie wiedzieliśmy że musimy już wracać do Bełchatowa. Spacery po sadzie dziadków, leżenie na łące tuż przy małym jeziorku, śpiewanie ptaków i zapach lipy, sprawiał mi duży zapał do życia, ale głównym składnikiem tego zapału byli Łukasz i Zuzanna, bo dzięki nim wiem, że mam dla kogo żyć.
Po południu, byłam już u doktora, który postanowił mnie leczyć do końca. Kazałam Łukaszowi zostać w domu, razem z Zuźką.
-Dzień dobry.- powiedziałam wchodząc do pomieszczenia dla lekarzy.- Chciał się Pan dzisiaj ze mną spotkać.
-Dzień dobry, tak. Proszę iść do Sali numer 21, tam zrobi Pani wszystkie mi potrzebne badania do dalszego leczenia, po wyniki powinna się Pani zgłosić za około 2 tygodnie, to tyle.
-A czy po zrobieniu badań mogę już iść do domu?
-Tak oczywiście.- mruknął po nosem, wyszłam odszukać to pomieszczenie, samo szukanie nie zajęło mi dużo czasu, aczkolwiek na zrobienie tych wszystkich badań zajęło mi blisko 3 godziny, zmęczona wróciłam do domu. Gdy tylko weszłam do mieszkania, poczułam ładny zapach dochodzący z kuchni.
-Ale jestem głodna, co zrobiłeś dobrego.
-Siadaj do stołu i zaraz zobaczysz.- uśmiechnął się, zawołałam Zuzie na obiad i wspólnie zjedliśmy posiłek, następnie Łukasz wziął się za mycie naczyń, a ja poszłam położyć córeczkę na popołudniową drzemkę, po męczącym, ulanym dniu.
-Nie wiem co to było, ale to było pyszne.- powiedziałam do Łukasza siadając mu na kolana. Łuki wpił się namiętnie w moje usta, chwile po tym przenieśliśmy się do sypialni.

Mijały dnie. Wróciłam do treningów, teraz z kadrą przygotowywaliśmy się do Mistrzostw Europy.

Nie było mi łatwo, coraz częściej musiałam przerywać „pracę” z powodu zbyt wielkiego zmęczenia i wycieńczenia. Jednak dawałam sobie radę. Ostatnio zaczęło mi się udawać zawisnąć  w powietrzu, poprawiłam swoją zagrywkę i blok, było doskonale, szkoda że nie długo po tym wszystko się skończyło…
_______________________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podoba :) Jeśli ktoś przeczytał całość, proszę o pozostawianie po sobie śladu w postaci komentarza! ;) Dzięki i pozdrawiam ;) Jotkaa.  

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 62

*3 lata później*

Przygotowujemy się do finału IO w Rio, my - żeńska reprezentacja jak i mężczyzn. Te kilka lat były wspaniałe. Zuzia dorastała coraz szybciej, zaczęła uczęszczać do przedszkola. Było mi ciężko grać w Muszynie i mieszkać w Bełchatowie, z czasem dałam sobie radę. W prawdzie początki są zawsze trudne. Prawie na każdym kroku łapałam kontuzje, nadal je łapie. Jestem po stałą opieką medyczną. Lekarze mówią że z moim organizmem dzieją się dziwne rzeczy, muszę co najmniej raz w miesiącu robić badania, trochę to wkurzające, ale muszę grać. Przez ostatnie sezony, dużo się nie pozmieniało w reprezentacji, nowy trener z zagranicy raczej stawiał na doświadczone zawodniczki. U chłopaków nie zmieniło się nic, starsi zawodnicy, po finale IO mają zakończyć oficjalnie swoją przygodę z reprezentacją.  Z Łukaszem przeżywaliśmy chwilę grozy, Agnieszka znowu wtargnęła w nasze życie, jak się okazuje Kamil wyjechał za granice z inną, a Aga została tutaj i wszystko co my budowaliśmy na nowo, ona to psuła.

Dni mijały spokojnie, aż do dniu  w którym miał się odbyć finał.  Przeciwnik był bardzo trudny. Liderki tabeli FIVB Niemki, były groźne, wyśmienity szkoleniowiec, profesjonalne siatkarki, głównie które grają w Serie A, siały spustoszenie.
Godzina 10:00, cały świat żyje tylko meczem Polska-Niemcy.
Godnie z ręką na piersi śpiewamy hymn narodowy. Kibice skandują po kolei numerkami nazwiska siatkarek, pierwsze dwa sety były na skrajach wytrzymałości, w trzecim naszemu zespołowi puszczały nerwy. Niemki szybko to wykorzystały i tak straciliśmy seta. W czwartej partii, było ciężko.
-Jesteśmy jak 12 kredek. Jedną można złamać, wszystkich już nie!!!-  krzyknęła do nas nagle Ola Jagieło, wzięłyśmy się w garść, zjednoczyłyśmy nasz zespół. Odrobiłyśmy punkty, przejęłyśmy lekką przewagę.
As serwisowy Agi Bednarek! Do brązu brakuje nam dwóch punktów!!!
Bardzo, bardzo głupi błąd Polek, ale - na szczęście - 24:23. Piłka meczowa dla nas!
JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEST!!!!! Mamy ZŁOTO 25:23!!!!!
Skaczemy pod sufit z radości! Dziewczyny też skaczą!!!

Po kilku godzinach męczarni osiągnęłyśmy największy sukces, na który pracowałyśmy co najmniej przez ostatnie kilka sezonów, no ale w końcu „Nasza filozofia jest prosta-zawsze walczyć do końca”
Hala na której grali chłopaki znajdowała się na drugim końcu miasta, ceremonia, wręczenie nagród, medali długo nam zajęło, torby mieliśmy już spakowane i zaniesione do autokaru, zaraz gdy tylko nadarzyła się okazja wybiegłyśmy z hali i prosto w długą do autokaru, w którym silniki już były odpalone, nie zdąrzyłyśmy usiąść, a kierowca już był w drodze. Po półgodzinie byłyśmy na miejscu. 12 dziewczyn ubrane w czerwone długie dresy i koszulki meczowe biegły przez korytarz, aby obejrzeć mecz rodaków. Normalne reprezentantki innych krajów po meczach jedzie spokojnie do hotelu i tak w TV oglądają ,a nie wpadają jak małpy na hale która jest bardzo daleko!
-Wariatki z nas!- krzyknęła Kasia, gdy szukałyśmy naszych miejsc, wejściówki miałyśmy wykupione na wszystkie mecze Polaków na tegoroczne IO.
Gdy weszliśmy akurat zakończył się drugi set, przy zmianie stron chłopaki nas zauważyli i zaczęli do nas machać. Z resztą nie trudno było by nie zauważyć dwa rzędy dziewczyn ubranych w te same ubrania tylko numerki na koszulkach inne.
Po fatalnych błędach Ruskich  Polacy maja kolejny punkt (17:10). Blok na Bartmanie (17:11). Pojedynczy blok Polaków (18:11). Punkt zdobywa Muserski (18:12). Muserski serwuje w siatkę (19:12). Dwa punkty z rzędu Rosjan 19:14). O kolejny punkt dla ruskich siatkarzy (19:15). Jest dobry atak Bartmana (20:15). Zagrywkę psuje Winiarski (20:16). Nad blokiem atakuje Bartman (21:16). Błąd Rosjan i Polska prowadzi 22:17. Już jest 23:18 dla Polaków i o przerwę prosi trener ekipy siatkarzy z Rosji. As serwisowy Bartosza Kurka i przy stanie 24:18 Polacy maja piłkę meczową. Tym razem Kurek w siatkę (24:19). O czas prosi Andrea Anastasi. Polacy wpadają w siatkę (24:20). Maksim Michajłow serwuje w aut i Polacy wygrywają tego seta 25:20 i cały mecz 3:0.To jest drugie w historii zwycięstwo reprezentacji Polski na Igrzyskach Olimpijskich i na dodatek drugie zwycięstwo w finale IO właśnie nad nimi!!!

Istne cudo!!! Byłam szczęśliwa podwójnie, dwa złota w jeden dzień, nie ma na co narzekać. Dawka adrenaliny była większa, teraz niż kiedy to przed laty wygrywaliśmy Ligę Światową.
Tak jak przepuszczałam, teraz w jak najbardziej odpowiednim momencie swoje zakończenie kariery z reprezentacją, a niektórzy już i z klubem ogłosili: Ziomek, Guma, Gato, Szampon, Grucha, Kadziu, Bąku i Plina. Każdy kiedyś to robi, widziałam łzy w oczach chłopaków. Sama n nigdy nie wyobrażałam sobie jak to będzie, gdy nie będę grać już w reprezentacji. Wiele starszych siatkarek rezygnowało z sezonu kadrowego, gdy w rodzinie pojawiało się dziecko, aby spędzać z nim maksymalnie dużo czasu. Ja nie byłam na to gotowa, jak tylko nadarzyła się okazja, szłam na zgrupowanie bez żadnych oporów, bo wiem że mogę polegać na Pawle i naszych rodzicach. Byli po prostu wspaniale, rodzinka mi się udała. Po zakończonych ceremoniach wróciliśmy do hoteli. Czas na świętowanie był, dzień później, dokładnie o tej porze byliśmy już na Warszawskim Okręciu.

Spędziliśmy tam dobre dwie godziny, czekały tam na nas setki kibiców. Później poszliśmy do samochodu i jechaliśmy do domu ,tuż przed skrzyżowaniem do mieszkania poczułam kłucie w brzuchu.
-Łukasz zatrzymaj się.- powiedziałam po czym wyszłam z auta. Łuki poszedł za mną.
-Co się dzieje?- spytał zatroskany.
-Słabo mi, bardzo słabo.- powiedziałam po czym moje ciało obsunęło się po masce samochodu i upadło na ziemię.
Obudziłam się w szpitalu, rękę miałam podłączoną do kroplówki. Łukasz rozmawiał z doktorem Zarzyckim, który gdy zobaczył że otworzyłam oczy podszedł do mnie.
-Zaraz pojedzie Pani na dodatkowe badania, dostałem nie dawno wyniki z badań sprzed kilku dni. Gdybym je dostał wcześniej, nie zagrałaby by Pani w finale Igrzysk.
-Czemu, co się dzieje?- zapytałam.
-Spotkamy się później w gabinecie, teraz Pani Lena, zaprowadzi Panią na pobieranie krwi.

Czekając na wyniki, znowu musiałam leżeć podłączona pod kroplówkę, na szczęście nie trwało to długo, po nie całej godzinie, siedziałam razem z mężem w gabinecie dr. Andrzeja.
-Do rzeczy Panie doktorze, chce zaraz jechać do córki, dawno jej nie widziałam.- uśmiechnęłam się.
-Nie jest najgorzej, ale musi Pani zacząć leczenie.
-Czy może mi Pan w końcu powiedzieć co mi dolega?

-Jesteś Patrycjo chora…
_________________________________________________________
Cześć wszystkim! :) W końcu zebrałam się żeby Wam napisać rozdział, no to teraz powinnam pisać trochę szybciej ;) Sami się nie długo dowiecie dlaczego :) Pozdrawiam Jotkaa ;)