piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział 12


                                               Rozpędzeni prosto w stronę słońca
                                               Zatraceni w sobie tak bez końca
                                               Zaliczamy dziś te wszystkie stany
                                               Bez grawitacji pędząc w nieznane
                                               Mrugnij a pofruną szyby z okien
                                               Rozpalamy znowu tu nasz ogień
                                               Każda chwila jest wiecznością
                                               Kiedy miłością podbijamy kosmos”
Od zaręczyn minęło już kilka dni, a ja  nadal odczuwałam jakby to było dzisiaj. Za bardzo Kochałam Łukasza …żeby teraz przez Agnieszkę albo Kamila to wszytko się rozsypało. Ciągle się obawiam co takiego by mogli zrobić. Bardzo zaniepokoiła mnie ich ostatnia wizyta w kawiarni, a może oni się tak po prostu spotykają? Nie mam pojęcia, ale w razie czego muszę się mieć na baczności. Ból kolana po woli mijał ciągle odczuwałam jakieś skurcze itp., ale było zdecydowanie lepiej niż przed paroma dniami. Jutro ma nas odwiedzić moja mama. Byłam tym nie za bardzo zadowolona, ale w końcu dawno się widzieliśmy.
-Łukasz musimy jechać na zakupy. Jutro przychodzi do nas moja mama, a my mamy tylko światło w lodówce.- krzyknęłam w stronę schodów.
-To się zbieraj, jedziemy.- odpowiedział.
-Daj mi 15 minut.- uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do łazienki się ubrać ale nie byłam tam sama.
-Możesz wyjść?- grzecznie spytałam.
-Nie, muszę się ogolić, ale nie przeszkadzasz mi.- mruknął.
-Eh… No już dobrze.- szybko się ubrałam i pojechaliśmy do supermarketu. Szybko zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy do domu.
-Już zadowolona?
-Nie do końca.
-A co Ci jeszcze trzeba?- zapytał Łuki
-Ciebie!- odpowiedziałam po czym namiętnie wpiłam się w usta rozgrywającego, udając się do sypialni. Obudziliśmy się dopiero rano.
-Kotek wstawaj. Musimy jeszcze posprzątać i zrobić obiad.- próbowałam obudzić Łukasza.
-Jeszcze parę minut.
-Nie już.- powiedziałam stanowczo, po czym Ziomek wstał. Wysprzątaliśmy cały dom. Nie było to łatwe, ponieważ mieszkanie jest duże. Zajęło mam to do południa, a o 15.00 ma przyjść Małgorzata. Zabraliśmy się do gotowania. Przygotowaliśmy sałatkę gyros do kurczaka. Ładnie pachniało i wyglądało smakowicie. Poszłam wziąć szybki prysznic i czekałam aż  wybije godzina przyjazdu matki.
-Co Ty taka zamyślona? – spytał Łukasz wchodząc do sypialni gdzie się znajdowałam.
-Nie mogę sobie tego wyobrazić.
-Ale czego?
-Tego co będzie w przyszłości: ślub, dzieci…
-A właśnie dzieci. Myślałaś już nad tym?
-Nie. W ogóle nie wyobrażam siebie w roli matki.- jęknęłam.
-Przejdziemy przez to razem. Kocham Cię nigdy nie możesz o tym zapomnieć.
-Pamiętam. Ale nie pokoi mnie sprawa z Agnieszką. Łukasz to na pewno nie twoje dziecko?- zapytałam pół płaczem.
-Nie, na pewno to nie moje dziecko. Za bardzo Cię szanuje i Kocham aby Cię zdradzić.- powiedział Łuki.
-Dziękuje. Ulżyło mi.
-Wiesz mamy jeszcze 3 godziny do przyjazdu Małgorzaty.- mruknął po czym położył mnie na łóżku.
-Łukasz nie. – zakończyłam. Żadne z nas nie odezwało się przez 3 godziny. I w końcu wybiła godzina wizyty matki.
-Dzień dobry, Mamo!- przywitałam się z matką po czym poszliśmy do kuchni.
-No dzień dobry, dzień dobry.- odpowiedziała radośnie. – A gdzie jest Łukasz?
-Zaraz przyjdzie, jest na górze.
-Kochanie choć już na dół.- krzyknęłam.
-Witam Panią.- wypowiedział po czym ucałował dłoń matki.
-Jaka tam Pani, Małgorzata po prostu.- matka skączyła po czym zaczęliśmy jeść.
-To kiedy ślub.- po chwili zaczęła znowu.
-Planowaliśmy na sierpień, ale dokładnie jeszcze nie wiemy. – odpowiedział za nas Łukasz.
-A dzieci kiedy?
-A po co się śpieszyć?- spytałam z ironią.
-Spokojnie, tylko pytam.- odpowiedziała. Resztę obiadu skączyliśmy w milczeniu.
-Dziękuję, bardzo pyszne. Kto robił?
-Razem zrobiliśmy.- powiedział Żygadło. Pozmywałam i zrobiłam herbatę, wszyscy wspólnie siedliśmy w salonie.
-No a co u Ciebie mamo?- zapytałam.
-Postanowiłam wyjechać do Anglii, do ojca.- odpowiedziała. Będę tam pracować w biurze, dobrze płacą i ogólnie tata mówił, że tam jest fajnie.
-To świetnie, a kiedy tata przyjedzie do Polski bardzo chciałam się z nim spotkać?
-Może na twoje urodziny, ale nic nie wiadomo. Dobra ja już się będę zbierać, późno się robi będę się zbierać. – powiedziała Małgorzata.
-Jesteś samochodem?-spytałam
-Nie, przyszłam pieszo.
-To ja Cię odwiozę.- zaproponował Łukasz.- Małgorzata przytaknęła po czym wyszli z domu Łuki wrócił dopiero po kilkunastu minutach, próbowałam udawać, że jest mi to obojętnie ale nie mogłam gdy zobaczyłam jak Ziomek wszedł do salonu z olbrzymim bukietem róż.
-50 róż dla wspaniałej Kobiety. Przepraszam.- wstawiam róże do wody po czym położyliśmy się spać.
Nagle do domu wchodzi Agnieszka z dzieckiem na rękach i wynikami DNA. Wszyło na to że Łukasz jest prawnym ojcem dziecka. Popłakałam się czyli jednak to jego potomek. Wybierałam z domu i szłam przez siebie aż doszłam do mostu który znajdował się na drugim końcu miasta. Chciałam skoczyć, ale ktoś złapał mnie za rękę.”
To był straszmy sen. Obudziłam się z krzykiem, byłam cała mokra.
-No już dobrze to tylko sen.- usłyszałam cichutki głos Łukasza. To co mi się śniło było nie do wyobrażenia. Długo po tym nie mogłam zasnąć. Zrobiłam to dopiero nad ranem ale niestety musiałam wstawać.
_______________________________________________________________________________________
Dziękuję za wszystkie miłe słowa . :*Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się spodoba krótki fakt, ale nie miałam żadnego pomysłu. Dziękuję, że jesteście razem ze mną. Kocham Was;* Pozdrawiam Jotka.

2 komentarze: