Szłam przez park razem z dzieckiem. Nagle ktoś pociągnął za
rękę. Myślałam, że to Łukasz. Ale jednak nie. Osoba w czarnej kominiarce
zaciągnęła mnie do pobliskiej altany. Wózek stał ciągle na środku alejki.
Próbowałam się wyrwać, krzyczałam „pomocy” z całych sił. Na darmo. Dostałam ostrym narzędziem w brzuch. W
miejsce rany położyłam rękę. Krwawiłam. Spojrzałam w tył, aby zobaczyć co się
dzieje z moim dzieckiem. Kobieta w kapturze na głowie podbiegła pod wózek i
wyciągnęła Zuzie następnie uciekła. Ugryzłam w nadgarstek mężczyznę, który mnie
próbował związać. Udało mi się go uszkodzić na kilka minut. Pędziłam za tą
kobietą ile sił w nogach. Jednak nie dobiegłam. Upadłam i nie mogłam stać, w
koło mnie były wielkie kałuże krwi. Ona odchodziła, oddalała się coraz bardziej
z moją Córeczką z moją Zuzią… Ja bezczynnie leżałam nie mogąc nic zrobić. Po chwili obrócił mnie
ktoś i została spoliczkowana. Z oddali słyszałam znajome krzyki dwóch mężczyzn,
którzy chwile po tym byli przy mnie. Jeden oprawiał twarz nieznajomego, a drugi
spanikowany gdzieś dzwonił. Ja leżałam mrużąc oczy, które wkrótce je zamknęłam.
Na wieki…
Obudziłam się z krzykiem, byłam cała mokra. Szybko wstałam z
łóżka i poszłam do łazienki, ochlapać twarz zimną wodą.
-Patrycja co się dzieje? Wszystko w porządku?- spytał Łukasz
pukając do drzwi od łazienki.
-Tak, to tylko znowu głupi koszmar, który śni mi się co
noc…- odpowiedziałam wychodząc z łazienki po czym mocno przytuliłam się w
ramiona ukochanego. Przy nim czułam się bezpieczna, mimo że ciągle boję się o
swoją Córeczkę. Nie zważając na bardzo wczesną godzinę postanowiłam zadzwonić
do Pawła. Dokładnie wypytałam go o Zuzię, nie był zły, że go obudziłam, gdy mu
wszystko opowiedziałam wszystko zrozumiał mnie i zapewnił, że z Zuzką jest
wszystko w porządku. Uspokojona swobodnie położyłam się z powrotem spać. O 7:30
zeszliśmy z Łukaszem na śniadanie, które jak zwykle spędziliśmy w miłym
towarzystwie. Zgodnie z terminarzem spotkań mecz z Włoszkami graliśmy o 12:00.
Zaraz po śniadaniu wszystkie całą grupą zaczęliśmy razem z trenerami
opracowywać błędy przeciwniczek, zarówno jak i ich mocne strony. Po 11:00
poszłyśmy na halę zacząć się rozciągać. Coraz więcej było widać
biało-czerwonych kibiców. Na nasz mecz również przyszli nasi wspaniali
kadrowicze płci męskiej z resztą jak zawsze. Równo o 12:00 zabrzmiał gwizdek.
Nie wyszłam w wyjściowej szóstce. Za mnie grała Kasia Skowrońska. Pierwszy
serwis Włoszek i as serwisowy. Pierwszy punkt dla przeciwniczek i resztę siedem
również dla nich. Przegrywamy na I przewie technicznej 8:0. Cenne wskazówki
trenera i kontynuacja gry. Dwa nie udane ataki Kaśki, zmiana ja wchodzę na
boisko. Jesteśmy do tyłu 10 punktów. 4 asy serwisowe pod rząd i wrzawa Polskich
kibiców na trybunach. Szczelny blok, kapitalne przyjęcie, brak pomyłek w
zagrywkach daje nam zwycięstwo w pierwszym secie 25:22. Druga partia meczu była
banalna wygrałyśmy 25:17. W trzeciej części całkiem się pogubiłyśmy. Na II
przerwie technicznej przegrywałyśmy już 16:0. Nikt mam nie mógł pomóc. Nawet
trenerzy nie rozumieli skąd wychodzą nasze błędy takie, że teraz mogłybyśmy
przegrać nawet z podstawówką. Cała ławka
rezerwowych grała teraz na boisku. Udało mam się odrobić trochę straty i wynik
na tablicy był już ciekawszy dla nas. Brakowało mam już tylko 3 punktów, aby
wygrać, cały skład rezerwowy wyprowadził nas na prowadzenie. Trener mógł
wykorzystać jeszcze zmiany powrotne. Przyjmuje Glinka, wystawa Bełcik i
skończony atak przez mnie. Polska siła niezwyciężona. Kibice zaczynają śpiewać
„We are the champions”. Wygrałyśmy! Nie możliwe, staje się możliwe do
spełnienia. Przegrywałyśmy szesnastoma punktami. Rezerwa wyprowadziła nas na
prowadzenie, a my zrobiliśmy to co do nas należało. Takie coś się nie zdarza.
Zrobiliśmy to pierwszy raz w historii. Byłyśmy strasznie zmęczone, ale za to
przeszczęśliwe. Udało się! Pokonałyśmy Włoszki, które są liderkami światowymi. Po
meczu wszyscy spotkaliśmy się u mnie w pokoju. Dwie reprezentacje, dwa sztaby
szkoleniowe, czterech szkoleniowców. W jednym pokoju, nadal nie wiem jak my się
tak pomieściliśmy., ale takie zwycięstwo grzechem by było nie uczcić. Jutro
rano mamy wylot do Niemiec, gdzie zagramy kolejne 4 mecze i zarazem ostatnie w
grupie. Liderkami grupy A jesteśmy my, a na drugim miejscu są Włoszki. Jesteśmy
z nimi najbliżej ćwierćfinałów aczkolwiek jeszcze wszystko może ulec zmianie.
Do swoich pokoi wszyscy rozeszli się zaraz po 24:00 natomiast o 6:00 musieliśmy
być już gotowi do wyjazdu na lotnisko. Tej nocy spałam już spokojnie jednak
Łukasz chciał ze mną zostać. Ten mecz nauczył nas bardzo dużo. Zaufałyśmy sobie
i jeszcze bardziej zjednoczyłyśmy się.
Siatkówka jest sportem brutalnym lecz w jedności można dokonać rzeczy
nie możliwych. I to właśnie zrobiłyśmy…
Chłopaki wylot mieli trochę później za to my byłyśmy już
przed hotelem o 5:50. Czekałyśmy na kierowcę autobusu dobre pół godziny. Ten
czas spędziliśmy bardzo miło. W naszej drużynie ostatnio panowała miała
atmosfera jak nigdy. Ale to nam pomagało i to bardzo. Zmiana trenerów, nowe
twarze w kadrze i nie ma mocnych na Polki. Chwilę po tym jak nasz kierowca się
pojawił i wsiedliśmy do autokaru zadzwoniłam do Pawła.
-Witam Cię Braciszku co tam u Was słychać?- przywitałam się
z nim grzecznie.
-Nie jest dobrze, jestem w szpitalu.
-Co się stało?
-Zuzia ma straszną gorączkę nie mogłem jej zbić. Mama też
nie, jesteśmy teraz u specjalistów. Nie martw się wszystko jest po kontrolą.
-Co z nią? Jak ona się teraz czuje?- spytałam przestraszona.
-Jest już o wiele
lepiej, niż godzinę temu. Cały czas są przy niej lekarze. Przepraszam Cię musze
kończyć, ponieważ chcę się czegoś więcej dowiedzieć. Za dzwonie nie długo do
Ciebie, albo do Łukasza. Trzymaj się.- zakończył. Postanowiłam, że powiem o
wszystkim Łukaszowi. Nie spał już, więc mogłam spokojnie do niego
zatelefonować.
-Zuźka jest w szpitalu.- powiedziałam zdenerwowana.
-Ale jak to. Co jest?
-Nie wiem dokładnie Paweł mówił, że nie mogli jej z mamą
zbić gorączki i musieli tam jechać. Długo nie rozmawialiśmy, bo poszedł się
czegoś więcej dowiedzieć od lekarzy.
Powiedział, że jak coś będzie więcej wiedzieć to za dzwoni albo do Ciebie albo
do mnie.
-Dobra. Tylko nie martw się bardzo. Wszystko się ułoży,
będzie dobrze. Zobaczysz.
-Łatwo Ci mówić to nie Ty ją nosiłeś przez 9 miesięcy pod sercem…
__________________________________________________________________________
Witam Was serdecznie moi Kochani Czytelnicy :) W końcu udało mi się zalogować na bloggera :D Z czego skacze wręcz do sufitu :D W końcu Wiosna za oknami można doda mi to trochę weny i zacznę częściej dodawać rozdziały, chociaż nie wiem to zależy od Was, bo komentarze też są bardzo mi potrzebne do zmotywowania :) Dobra koniec tego przynudzania. Pozdrawiam Wam cieplutko Wasza Jotkaaa. :*
czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie może Cie zaciekawi :)
http://zwyklyczas.blogspot.com/
pozdrawiam